Brązujące cacko od The Body Shop

Stało się! 
Nadeszła wiekopomna chwila!
Ja. Alicja. Osoba zarzekająca się, że w życiu nie będzie używać bronzera, w końcu się na jeden zdecydowała. To naprawdę spory krok w moim makijażowym życiu, ponieważ do tej pory uważałam, że z bronzerem nie polubię się nigdy. Nigdy przenigdy.


Co lepsze, zachowywałam się jak dziecko, które nie spróbuje nowego warzywa, "bo nie". Jakoś tak podświadomie byłam przekonana, że moja droga z tym kosmetykiem nigdy się nie przetnie. I byłam dziwnie pewna, że będę czuła się  jakby brudna. 

Na YouTubie oglądam namiętnie essiebutton. Pewnie ją kojarzycie. To właśnie u niej, dawno dawno temu, zobaczyłam bronzer, który chciałam mieć od samego początku. Chodzi o Honey Bronze od The Body Shop. Taka miłość od pierwszego wejrzenia. Essie zachwalała ten produkt pod niebiosa mówiąc, że to jej ulubiony kosmetyk spośród całej jej  kolecji. 


Czaiłam się na zakup dość długo. Początkowo uznałam, że jest drogi. No i jest, nie będę tutaj oszukiwać, że ma niską cenę, bo tak nie jest. W firmowym sklepie The Body Shopu zapłacimy za niego aż 65zł. Z drugiej strony, uważam, że lepiej tych pieniędzy wydać nie mogłam. Mój pierwszy bronzer i totalny strzał w dziesiątkę. Poza tym, dostajemy aż 11 gramów produktu. To naprawdę dużo.


Czym zwrócił moją uwagę? Wytłaczanym wnętrzem. Ta imitacja plastra miodu bardzo przypadła mi do gustu. W ogóle, mam jakąś małą obsesję, bo prawie każdy z moich kosmetyków, które zakupiłam ostatnimi czasy w TBS jest albo z serii miodowej, albo tak, jak bronzer - ma z miodem trochę wspólnego. Poza tym, w środku jest całkiem porządne lusterko. Opakowania nie zaliczę do szczególnie pięknych, ale jest przyzwoite i nie mam mu nic do zarzucenia. 


Nie ma w nim ani grama czerwoności, więc nie wygląda komicznie na twarzy. Tego chyba właściwie bałam się najbardziej. Na szczęście to idealny brązowy mat. Nie znajdziecie w nim też nawet jednej brokatowej drobinki. Kolor, który sobie wybrałam to numer 2, fair matte. Właściwie jedynka byłaby dla mnie za jasna, a trójka i czwórka były już zdecydowanie za ciemne. Dwójka okazała się najbardziej trafiona. Producent pomyślał o dziewczynach o ciemnej i bardzo jasnej karnacji, więc naprawdę każda z nas znajdzie coś dla siebie.


Nie będę ukrywać, że jeszcze się uczę. Nie wyczułam swojej twarzy na tyle, żeby nazwać się bronzerowym ekspertem, ale wydaje mi się, że idzie mi całkiem nieźle. Produkt bardzo łatwo się rozciera i nie robi brzydkich plam. Przyjemnie się nim pracuje i bardzo łatwo stopniować jego intensywność. Puder jest zbity, nie kruszy się pod naciskiem pędzla, ale też pozwala na swobodne nabranie odpowiedniej ilości produktu.




Jest trwały i długo utrzymuje się na twarzy. Nie jest to cały dzień, ale te 6 godzin daje radę. Dla mnie to zadowalająca ilość czasu. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że gdy znika z twarzy, to nie tworzy żadnych plam i nie ciemnieje. Wieczorem, gdy zmywam makijaż, jeszcze widać jego resztki resztek. Ciekawie pachnie, ale nie powiem Wam czym, bo nie mam pojęcia. Ciężko ten zapach sprecyzować.

Jestem z niego niezwykle zadowolona. I czuję, że będzie to długa miłość.

źródło: www.mintishop.pl

Do jego nakładania używam swojego pędzelka kabuki, który sprawdza mi się bardzo dobrze, ale postanowiłam, że przyszedł czas na zakup pierwszego pędzelka do bronzera/różu, z prawdziwego zdarzenia. Za chwilę będę zamawiać sobie pędzelek marki Zoeva, 127 Luxe Sheer Cheek. Jego cena, to 51.50zł. Całkiem niemało, ale uważam, że w pędzelki warto inwestować. W końcu służą nam przez lata. A tak w ogóle, to przecież nie kupuję pędzelków codziennie :) W dodatku tyle dobrego się naczytałam o tych pędzlach, że jestem pewna zakupu czegoś dobrego.

A jaki jest Wasz ulubiony bronzer? Miałyście do czynienia z moją perełką z TBS? 

POPRZEDNI
NASTĘPNY

25 comments :

  1. Jak go zobaczyłam na zdjęciu wyglądał dla mnie jak puder, ale faktycznie widać go na policzku, pasuje Ci ;) Osobiście jestem zakochana w bronzerze TheBalm.

    ReplyDelete
    Replies
    1. To prawda, wygląda w opakowaniu na jaśniutki :)
      Może kiedyś spróbuję Bahamy Mamy, ale to jeszcze na to przyjdzie czas - muszę się naprawdę nauczyć tego kosmetyku.

      Delete
  2. Ty masz z bronzerem tak jak ja z różem :) Za nic w świecie nie mogłam się przekonać nawet nie próbując, teraz mam już dwa róże :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Róże uwielbiam :) Czyli nie jestem sama w "nie, bo nie" ;) Ale z bronzerem, to naprawdę była przełomowa chwila, gdy go kupowałam.

      Delete
  3. Ja mam swój ulubiony siny róż NYX Taupe.. niestety takie ciepłe typowe bronzery wyglądają na mojej białej facjacie żółto ;c
    Co do pędzli Zoeva czytałam na insta, ze dziewczyny się skarżą na to, że rozlatują się szybciej niż Hakuro i nie wiem co mam o tym myśleć bo swego czasu też się napalałam na nie :x

    ReplyDelete
    Replies
    1. Naprawdę? Kurcze, aż teraz zaczęłam się zastanawiać. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie i jednak spełni oczekiwania. Hakuro zaczęły mnie ostatnio wkurzać i postanowiłam kupić coś innego :)

      Delete
  4. no wygląda bardzo fajnie :)
    Zapraszam do siebie i do obserwacji :)

    ReplyDelete
  5. Również podoba mi się ten niby plaster miodu. Kosmetyki TBS niestety do tanich nie należą, podobnie jak i pędzle Zoeva, ale od czasu do czasu można zaszaleć. Założę się, że ten bronzer starczy Ci na baaardzo długo czas, bo to taki kosmetyk, który raczej się szybko nie zużywa. :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. To prawda, żeby wyjść zadowolonym z ich sklepu, to niestety odbije się to po kieszeni. Teoretycznie bronzer ma 24M ważności, ale myślę, że dobrze użytkowany nie sprawi problemów po tym czasie. Bo wydajność jest rewelacyjna.
      I tak też podeszłam do zakupu tego pędzla. Teraz tylko, żeby okazał się rewelacyjny :)

      Delete
  6. Ooo ja również pomyślałam, że to puder. Ciekawy odcień jak na bronzer. Może wreszcie coś co przypadnie do gustu bladolicym. Latem z chęcią sobie o nim przypomnę. Pozdrawiam

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dałyście się nabrać :D Do tej pory wszystkie te kultowe Bahamy Mamy, czy Hoole, przerażały mnie swoją ciemnością. Ten jest dla mnie idealny, na początek wystarczy :)

      Delete
  7. Też mam ten bronzer,ale w odcieniu 3 :) bardzo go lubię, chociaż obecnie jest dla mnie troszkę przyciemny :D idealnie za to sprawdza się w lecie :))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wahałam się chwilę nad trójką, bo był znacząco widoczny na palcu, gdy go sobie macałam w sklepie, ale Bogu dzięki odłożyłam go na półkę. Na pewno byłby dla mnie za ciemny.
      Cieszę się, że i u Ciebie się sprawdził :)

      Delete
  8. świetnie się prezentuje! :)
    jednak jest dość jasny, a może tylko tak się wydaje :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jest jasny, ale nie na tyle, by gubić się na policzku. Spokojnie go na nim widać :)

      Delete
  9. Pięknie wygląda na policzku, tak naturalnie :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Właśnie o to dokładnie mi chodziło. Chciałam, żeby bronzer był naturalny a nie odcięty od reszty twarzy dość znacząco :)

      Delete
  10. Masz rację z pędzlami, jak kupić to dobre. A bronzer mnie zaskoczył. Myślałam, że będzie za jasny, a wygląda świetnie :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Chciałam zainwestować w coś konkretniejszego i mam nadzieję, że się nie zawiodę :)

      Delete
  11. Niestety takie typowo ciepłe wykończenie jest nie dla mnie, wolę coś z nutą szarości. Ale Tobie pasuje bardzo:) I to najważniejsze:)

    ReplyDelete
  12. Dla mnie bylby za jasny. Ostatnio zastanawiam sie nad bronzerem z NYX.

    ReplyDelete
  13. A dla mnie w sam raz! Polecam się Twojej pamięci Aśka z http://to-i-owo-urodowo.blogspot.com/

    ReplyDelete
  14. Słyszałam już od kogoś że jest super :) muszę wypróbować :) pięknie prezentuje się na skórze. Pozdrawiam Kochana :*

    ReplyDelete

Bardzo dziękuję za każdy komentarz! Cieszę się, że masz ochotę ze mną porozmawiać.
Pamiętaj jednak, że każde treści autopromocyjne, czy obraźliwe, będą przeze mnie sukcesywnie usuwane.

DO GÓRY