I to tyle! Nie wyobrażam sobie nakładać na twarz choćby odrobinę więcej. W przypadku jakichś wieczornych wyjść na miasto, zmieniam tylko kolor ust i jestem zadowolona. Dajcie mi koniecznie znać w komentarzach, czy znacie któryś z moich ulubieńców! Lubicie makijaż latem, czy omijacie wtedy kosmetyki na kilometr?
MAKEUP MENU: Kosmetyczni ulubieńcy ostatnich miesięcy
Tuesday, July 24, 2018 - idealny makijaż letni kosmetyczni ulubieńcy makeup menu makijaż makijaż na lato
Wczoraj dałam Wam możliwość aktywnego wyboru tego, co dziś opublikuję na blogu. Tak się przydarzyło, że najbardziej zainteresowało Was MAKEUP MENU z kosmetykami, po które ostatnio sięgam najchętniej. Ostatni post był mocno nastawiony na wiedzę o Insta, a dzisiaj porozmawiamy sobie o kosmetykach.
Lato, to dla mnie koszmar. Nie lubię go i nie przekonują mnie teksty w stylu "od tego jest lato, żeby było gorąco". Nie, latem powinno być ciepło, ale no cholera jasna bez przesady! Wszystko jestem w stanie znieść, nawet fakt że pocę się tysiąc razy bardziej niż normalnie, a makijaż spłynie, choćbym nie wiem, jak się starała. Nie zniosę jednak faktu, że jak każdy alergik, męczę się wtedy niemiłosiernie. Po prostu, brak mi świeżego powietrza, bez pyłków, kurzu i innych takich.
Dlatego o tej porze roku sięgam raczej po makijaż w stylu "prawie nic". Im mniej bowiem mam na skórze, tym lepiej dla mnie. I tym mniej boli mnie serce, gdy wszystko spływa, bo nie ma aż takiej tragedii, jak w przypadku makijażu w stylu "full on". Stawiam na cienkie warstwy, dobry puder i brązowo-złote odcienie na skórze. W końcu jakoś trzeba poudawać, że ma się choć odrobinę opalenizny.
Na twarzy ukochałam sobie ostatnio połączenie trzech produktów. Przede wszystkim bazy pod makijaż marki BECCA, która delikatnie rozświetla i pozostawia skórę niezwykle promienną. Następnie wyrównuję koloryt mojej twarzy przy pomocy taniego, aczkolwiek naprawdę dobrego podkładu marki Catrice 24h MADE TO STAY. Jest bardzo lekki i niewielka ilość pozwala mi na uzyskanie efektu średniego krycia. Udaje mi się w ten sposób pozbyć zaczerwienień i przebarwień, które posiadam. Przy okazji produkt jest matujący, więc idealnie spisuje się o tej porze roku. Całość przypudrowuję moim ulubionym pudrem Laura Mercier. Niestety, tak go pokochałam, że aż mi się skończył, dlatego jak tylko wykończę któreś z moich miliardów innych otwartych pudrów sypkich, skuszę się na kolejne opakowanie Laury, która według mnie jest niezastąpiona. Po prostu ideał.
Tak przygotowana baza spisuje się u mnie najlepiej i trwa najdłużej.
Na policzki ląduje oczywiście przede wszystkim ukochany róż NARS w kolorze Bumpy Ride. Naprawdę jeszcze Was do niego nie przekonałam? Wpadajcie na wpis, w którym już kiedyś pokazywałam go Wam z bliska - klik. To nadal mój ulubiony róż i... chyba nic nigdy go nie zdetronizuje!
Jako bronzer oraz rozświetlacz użyłam w tym wypadku Charlotte Tilbury Filmstar Bronze&Glow. To mój absolutny ulubieniec. Nie ukrywam, że bałam się, że skończy się tylko na tym, że jest drogi i ładnie wygląda. Na całe szczęście w parze idzie również jakość tego produktu. Jestem nim NAPRAWDĘ zachwycona! Bronzer ma bardzo neutralny odcień. Można nim zarówno przybrązowić cerę, jak i wykonturować policzki. Jest optymalnie ciepły. Rozświetlacz natomiast, to idealny odcień szamapańskiego złota, które pięknie mieni się na szczytach kości policzkowych i cudownie współgra ze słońcem.
W takich gorących dniach, mój makijaż oka ogranicza się głównie do użycia tego samego bronzera oraz rozświetlacza na powiekach. Nie wyobrażam sobie mocniejszych makijaży i powiem szczerze, że nawet mi się nie chce za bardzo bawić w jakieś wymyślne kombinacje kolorystyczne. Idę na łatwiznę. I stawiam na długie, podkręcone i mocno rozdzielone rzęsy, które uzyskuję dzięki maskarze Eyeko Rock Out & Lash Out. Ma klasyczną szczoteczkę, ale jej klepsydrowy kształt pozwala na swobodne wyczesanie każdej rzęsy z osobna. Jest super!
Usta, to dwa ulubione nudziaki, które używam tak naprawdę na zmianę. Nie muszę dzięki temu martwić się o to, czy pomadka się zjadła, bo nawet jeśli - łorewa. Formuła obu produktów jest nie dość, że trwała, to jeszcze nawilżająca. A na tym mi zależy. Nie chcę, żeby latem moje usta przypominały wiór. Jednym z wyborów jest Charlotte Tilbury Matte Revolution Lipstick w kolorze Pillowtalk, która swoją formułą zabiła całą swoją konkurencję w kontekście kremowych pomadek matowych. Sunie po ustach, jak masełko, a kolor, który po sobie pozostawia jest moim ideałem wśród kolorów pomadek. Gdy nie sięgam po Pillowtalk, w moje ręce trafia NARS Velvet Lip Glide w kolorze Bound. Wykończyłam miniaturę, która sprawiła, że zakochałam się w tym kolorze i nie wyobrażałam sobie innej decyzji, jak zakup pełnowymiarowego produktu. To wręcz idealny kolor nude i bardzo ciekawa formuła. Jest semi-mat, nawilżone, pełne usta i piękny kolor, który pozostaje nawet, gdy pomadka się trochę zje.
I to tyle! Nie wyobrażam sobie nakładać na twarz choćby odrobinę więcej. W przypadku jakichś wieczornych wyjść na miasto, zmieniam tylko kolor ust i jestem zadowolona. Dajcie mi koniecznie znać w komentarzach, czy znacie któryś z moich ulubieńców! Lubicie makijaż latem, czy omijacie wtedy kosmetyki na kilometr?
Subscribe to:
Post Comments
(
Atom
)
No comments :
Post a Comment
Bardzo dziękuję za każdy komentarz! Cieszę się, że masz ochotę ze mną porozmawiać.
Pamiętaj jednak, że każde treści autopromocyjne, czy obraźliwe, będą przeze mnie sukcesywnie usuwane.