Nawet nie wiecie, jakie to dziwne uczucie, odpalić znów bloggera. Po - uwaga - blisko dwóch latach przerwy. Tak! To już dwa lata, jak przestałam się tutaj udzielać.
I powiedziałam sobie, podczas kolejnego opłacania domeny i hostingu, że wóz albo przewóz. Dość tego, że blog, miejsce które dawało mi całe mnóstwo radości i satysfakcji, idzie w odstawkę. Dlatego... chwyciłam dziś aparat, pstryknęłam kilka zdjęć i podjęłam decyzję, że napiszę ten post. I koniec kropka. Od czegoś trzeba zacząć.
Dlatego dziś, moi drodzy Czytelnicy, nadeszła wiekopomna chwila i spotykamy się tutaj po to, aby porozmawiać sobie o pielęgnacji. O tej, która totalnie wstrząsnęła mną ostatnio, której używam od dłuższego czasu i kocham, nieustannie kocham. Oto ona!
1. Clochee Premium, Resveratrol Care Renew Night Cream
Nocny krem, który wyjątkowo mocno odmienił moją wieczorną pielęgnację. Luksusowa linia Clochee została stworzona z potrzeb skóry, która wymaga intensywnego nawilżenia i skutecznego działania. Słoiczki mają też zastosowany nowoczesny system refill, który pozwala na recykling części z kremem i zakup jedynie wkładu. Szklany (powstały z PCR, ze stłuczki szklanej) słoiczek zachowujemy i używamy ponownie. Prawda, że genialnie?
Sama zawartość, bo to chyba najważniejsze, jest gęsta i treściwa, oparta wyłącznie na luksusowych wodach kwiatowych. Znakomicie otula moją odwodnioną skórę, doskonale ją koi i sprawia, że rano budzę się z przyjemnie napiętą i nawilżoną buzią. Jestem z jego działania wyjątkowo zadowolona. W składzie znajdują się aż cztery oleje: z dzikiej róży, z pestek winogron, z pestek śliwki oraz buriti. Daje to prawdziwą bombę witamin i antyoksydantów oraz wzmacnia barierę hydro-lipidową, stawiając tamę ucieczce wody ze skóry. Paruję go z serum, o którym piszę niżej.
2. Innisfree, Intensive Hydrating Serum with green tea seed
Ogromne zaskoczenie - to serum mogę określić, jako SZTOS. Stworzone zostało na bazie wyciągu z nasion zielonej herbaty z wyspy Jeju (zawsze mnie bawi ta nazwa). Ma bardzo przyjemną konsystencję i nie klei się po aplikacji (nienawidzę, gdy serum to robi). Moja skóra niemal wypija każdą jego ilość, przyjemnie błyszcząc się i wyglądając zdrowo. Sparowany z kosmetykiem nawilżającym później (niezależnie, czy jest to rano, czy wieczorem) znakomicie podbija jego właściwości.
3. PH. Doctor, Tetra C Serum
Moje problemy hormonalne to niestety nieustanna walka z wypryskami (przede wszystkim w okolicach brody i szyi), które to bardzo szybko zmieniają się w nieprzyjemnie wyglądające przebarwienia. Ten kosmetyk pozwolił mi skutecznie z nimi walczyć (choć co miesiąc pojawiają się dla niego nowe wyzwania). Serum ma przyjemną konsystencję emulsji i daje radę w kilka dni pozbyć się nawet największych przebarwień, które się pojawiają. Nieco dłużej zajmuje mu walka z tymi bardziej upartymi.
Działa przeciwstarzeniowo i rozjaśniająco. Oczywiście zaraz po użyciu wklepuję jeszcze w buzię krem SPF, inaczej stosowanie witaminy C mija się z celem. Pamiętajcie, że słońce utlenia witaminę C i jej właściwości znikają, nie dając tym samym jej żadnego pola do popisu.
4. Sunday Riley, Auto Correct, Brightening and depuffing eye contour cream
Krem pod oczy, który robi różnicę! I choć cena nieco zniechęca, to jednak uważam, że warto w niego zainwestować. Jest super wydajny, zapakowany w buteleczkę, która pozwoli zużyć go do ostatniej pompki. Zawarta w nim kofeina sprawia, że moje spojrzenie rano zyskuje na niezłego "kopa". Rozjaśnia tę okolicę i przyjemnie nawilża, sprawiając że w niepamięć odchodzą poranne opuchnięcia, które atakują mnie zwłaszcza w okolicach miesiączki. Pół pompeczki wystarcza na aplikację poranną, wieczorem stosuję pełną pompkę tego produktu.
5. LOEWE Aire Sutileza EDT
Perfumy, które rozkochały mnie w sobie od pierwszego niuchnięcia. Zapach to dla mnie jeden z elementów pielęgnacji - dzięki niemu czuję się znacznie lepiej. Wprawia mnie w dobry nastrój i pozwala na odrobinę relaksu dla głowy. Tak też jest w przypadku tych perfum, a właściwie wody toaletowej. Aire Sutileza LOEWE to mieszanka gruszki, mandarynki kalabryjskiej, czarnej porzeczki, jaśminu Sambac, magnolii, konwalii, wetiweru haitańskiego, drzewa sandałowego oraz piżma. Jest bardzo kwiatowo, bardzo rześko i bardzo przyjemnie. Lekka mgiełka utrzymuje się przez cały dzień, niosąc za sobą coraz to słodsze nuty w miarę rozkwitania. KOCHAM!
6. Lowengrip, Count on me deodorant
Antyperspirant, za który ręczę! Naprawdę! Zużyłam już ze trzy opakowania i modlę się, aby nigdy nie został wycofany. Dlaczego? Chroni, jak żaden inny. Zwłaszcza latem, zwłaszcza w czasie upałów. Nie jest blokerem, więc nie zagwarantuje braku potu. Gwarantuje natomiast całkowitą ochronę przed nieprzyjemnym zapachem. Najchętniej używam go wieczorem (bo tak się powinno używać antyperspirantów) i w ciągu dnia cieszę się naprawdę sporym komfortem. Nigdy nie miałam tak dobrego antyperspirantu, serio. Do dostania na Zalando (ja zamawiam zawsze po 3-4 opakowania, przy okazji jakichś fajnych zniżek na dziale beauty). Aha! I jego wydajność to też sztos. Jedno opakowanie starcza mi na jakieś 4-5 miesięcy! SERIO.
7. Phlov, CRYSTAL MAGIC, Rozświetlająca mgiełka do twarzy i ciała
Przyjemnie pachnie i świetnie błyszczy - czy w takim kosmetyku może chodzić o coś więcej? Teoretycznie nadaje się i do ciała, i do twarzy. Ja jednak stosuję go w tym pierwszym wydaniu. Bogaty jest w wodę kokosową i aminokwas prolina, które razem gwarantują nawilżenie. Pachnie pięknie (mango), daje przyjemne orzeźwienie w ciągu dnia (dobrze trzymać kosmetyk w lodówce) i gwarantuje błyszczący efekt glow!
8. DRUNK ELEPHANT, BESTE N0 9 JELLY CLEANSER
Choć mam go w miniaturowej wersji, już na dobre rozgościł się w mojej kosmetyczce. Myślę też, że zakupię go ponownie. Głównie dlatego, że ma fenomenalną konsystencję galaretki, która rozpuszcza niemal każdy makijaż. Doskonale sprawdza mi się zarówno rano, jak i wieczorem. Sięgam po niego z dużą przyjemnością.
9. Almania, jedwabna gumka do włosów
Jedwabne dodatki do włosów na dobre rozgościły się w moim sercu. Choć kiedyś średnio o nich myślałam, teraz nie wyobrażam sobie bez nich życia. Na ten moment mam pięć takich gumek - jedną od Moniki Kamińskiej i cztery właśnie z Almanii. W rozmiarze największym scrunchie oraz pośrednim. Są doskonale wymierzone - na moje grube i ciężkie włosy dają radę zawiązać się na 4 razy gwarantując mi odpowiednie zabezpieczenie fryzury i komfort w ciągu dnia. Znakomicie trzymają też koczek (na dwa i trzy razy). Zauważyłam, że dzięki nim znacznie mniej włosów mi wypada i "wkręca" się w gumkę, co do tej pory miało miejsce.
No comments :
Post a Comment
Bardzo dziękuję za każdy komentarz! Cieszę się, że masz ochotę ze mną porozmawiać.
Pamiętaj jednak, że każde treści autopromocyjne, czy obraźliwe, będą przeze mnie sukcesywnie usuwane.