Peeling i wredna pompka, czyli recenzja dla uholki.pl

Hej! Dzisiaj mija drugi miesiąc mojej współpracy z drogerią uholki.pl. Tak w zasadzie, to sporo blogów, na które zaglądam również podjęło współpracę. Cieszy mnie, że mogę sobie w mniej więcej tym samym czasie porównać opinie o produktach. Tym razem w paczce znalazły się dwa kosmetyki. I już na wstępie powiem, że z jednego jestem bardzo, bardzo zadowolona, a drugi okazał się być dla mnie sporym średniaczkiem.


Zacznijmy od bazy pod makijaż. Moja to Ingrid Cosmetics, Prelude Primer Base. Możecie ją zamówić TU, a jej koszt to 14.40zł. Niewiele kosztuje. 


Baza ma za zadanie matować, wygładzać i wydłużać trwałość makijażu. Czy matuje? Nie, a ja nie mam jakoś specjalnie nadmiernie wydzielającej sebum cery. Strefa T lubi się przetłuszczać, ale bez przesady. Baza pod tym względem poległa. Czy wygładza? Tak, nie dziwi mnie to jednak, bo jest napakowana silikonami. No, ale jak to z takimi bazami bywa, skóra jest po niej gładziutka i przyjemna w dotyku. Ładnie maskuje rozszerzone pory, a makijaż łatwo się nakłada. Czy przedłuża trwałość makijażu? Tak, makijaż zdecydowanie dłużej utrzymuje się na twarzy i w ciągu dnia jest w lepszej kondycji. 

Zapytacie pewnie, co w takim razie mi w niej nie pasuje. 
Opakowanie jest całe czarne, więc ciężko stwierdzić, ile produktu zostało nam jeszcze do wykorzystania. Najpiękniejsze też nie jest. Producent powinien wziąć przykład z innych firm kosmetycznych i zainwestować w przezroczyste opakowanie, chociaż to zwiększy koszty produkcji i sam kosmetyk na pewno będzie miał wyższą cenę. Ponadto pompka po tygodniu zaczęła mi szwankować i wieszać się, jak stary Windows. Martwi mnie to, czy z czasem kompletnie nie przestanie działać. 


Baza mnie zapycha. Niestety. Kolejny raz przekonałam się, że ja sobie nie zaoszczędzę i jak już chcę mieć bazę pod makijaż, to muszę zainwestować w taką na bazie wody. W miejscach, w których stosowałam bazę pojawiły się bolące grudki, których nienawidzę, bo ciężko się ich pozbyć. 

Dlatego nazywam ją średniaczkiem. Fakt, że spełnia prawie wszystkie obietnice producenta niestety nie zmienia mojego zdania. Musicie ją wypróbować na sobie, bo jak wiemy, nie zawsze to co sprawdza się u jednej osoby, będzie idealne dla drugiej (i odwrotnie). Dlatego zachęcam do testu na własnej skórze. Na szczęście baza nie kosztuje majątku.


Drugim produktem, który znalazł się w paczce, był peeling gruboziarnisty Bielenda Professional Formula. Saszetka zawiera dwie porcje kosmetyku, po 5g każda. Starcza na dwa razy, nie kombinowałabym raczej, żeby wystarczyła na więcej. Producent obiecuje diamentowy efekt dermabrazji. Dlaczego pogrubiłam słowo "efekt"? Wydaje mi się to dość istotne, że producent nie obiecuje tutaj, że po użyciu jego produktu będziemy mieć skórę, jak po zabiegu u wykwalifikowanej kosmetyczki. Peeling ma dogłębnie oczyścić cerę, przygotować ją na to, by wchłaniała więcej składników z później nałożonych kremów. Zainteresowały mnie również w składzie kwasy AHA, ponieważ na co dzień używam kremu (o nim niedługo) z tymi kwasami. Produkt kosztuje 3zł.

Jakie jest moje zdanie? Jestem w tym peelingu zakochana! Nie lubię produktów w saszetkach, ale tutaj mi to nie przeszkadza. Jedna saszetka wystarcza na jedno użycie. Można pobawić się w więcej, ale ja zdecydowałam się nie zostawiać produktu w otwartej saszetce i nie modlić się, żeby nie stał się kamieniem. Nie, nie. Bardzo ładnie, przyjemnie pachnie. Ma grube drobinki i dobrze zdziera. Jak się wczujemy, to możemy naprawdę mocno poszorować po skórze. Skóra jest po nim lekko zaczerwieniona, więc rekomenduję używanie peelingu na noc. Głównie przez fakt, że zawiera w sobie kwasy AHA, których powinno używać się na noc.

Po użyciu skóra jest naprawdę gładka, miękka i konkretnie oczyszczona. Skóra chłonie po nim krem, jak gąbka i widać, że zdecydowanie lepiej wtedy działa. Cera jest promienna. Myślę, że znakomicie sprawdzi się właśnie w sezonie jesienno-zimowym, gdy cera potrafi zrobić się niestety poszarzała. Zawsze omijałam saszetki w drogeriach, ale ten peeling na pewno zostanie ze mną na dłużej. 

I to by było na tyle :) Znacie i lubicie te produkty? 

P.S. Przypominam Wam również o trwających rozdaniach TU i TU, które kończą się już jutro. Niedługo startujemy z następnym. Tym razem będzie chyba więcej chętnych, bo do wygrania będą kosmetyki :)



POPRZEDNI
NASTĘPNY

4 comments :

  1. o może bym wypróbowała ten peeling,bo jakoś do tej pory nie interesowały mnie ich produkty;)

    ReplyDelete
  2. Ja miałam co innego w paczce i trafiły mi się fajne produkty, do których nie mogę się doczepić. Szczególnie spodobał mi się szampon, ale z tego co mi dziewczyny napisały jest tylko w saszetkach ;C

    ReplyDelete
  3. Piling z Bielenty to mój noworoczny hit, uwielbiam go!

    ReplyDelete

Bardzo dziękuję za każdy komentarz! Cieszę się, że masz ochotę ze mną porozmawiać.
Pamiętaj jednak, że każde treści autopromocyjne, czy obraźliwe, będą przeze mnie sukcesywnie usuwane.

DO GÓRY