Chanel, Rouge Coco #402 Adrienne


Na Instagramie powiedziałam Wam już, że nadrobiłam sporo zaległości w fotografiach pomadek. Nazbierało mi się ich całe mnóstwo, które "kiedyś" miałam pokazać. I tak odkładałam to na później, i odkładałam. Okazało się, że nazbierało się ich tyle, że teraz mogłabym na blogu zrobić istny maraton z pomadkami. Kto wie, może tak zrobię ;) 




Dzisiaj jednak pora na coś, co zasługuje na najwięcej uwagi. Maluszka od Chanel. 

Seria Rouge Coco Hydrating Lip Colour wyszła już spory czas temu. O ile się nie mylę, był to kwiecień tego roku. Wzdychałam wtedy do dwóch kolorów z serii - Adrienne oraz Arthur. Zdecydowałam się w pierwszej kolejności na zakup Adrienne. Na razie Arthur nie wpadł do mojej kolekcji i raczej się nie zanosi, bo spada w rankingu "muszę to mieć teraz!". 

Padło więc na Adrienne. Cała seria nosi nazwy stworzone z imion osób, które zwracały się do twórczyni marki po imieniu. Numerek #402 ma jednak w sobie coś, co sprawia, że będzie pasować absolutnie każdemu. To nude idealny, podkreślający każdy typ urody i każdą karnację. 




Podoba mi się jej konsystencja. Jest kremowa, ale bez przesady. Ładnie sunie po ustach i pozostawia je przyjemnie nawilżone. Zawiera w sobie olejek jojoba (właśnie! jak go czytacie? Jojoba, hohoba, czy żożoba?) Nie trzeba się przejmować poprawkami, bo da się ją ładnie zaaplikować bez lusterka. Lubię ją czasem wklepać palcem, bo daje mi to jeszcze bardziej naturalny efekt.  Warto ją sprawdzić na sobie, bo może wyglądać u Was kompletnie inaczej, niż u mnie. Rozsądnie skomponowana mieszanka beżu wpada czasem w lekki brąz, u niektórych nawet w bardzo, bardzo delikatny róż. U mnie wypada beżowo i totalnie nude'owo. Bardzo ją za to lubię, bo jest pomadką na tak zwany leniwy dzień. Wygląda naturalnie, podkreśla atuty i pielęgnuje, przy okazji wysyłając do Wszechświata wibracje z zakodowaną wiadomością "Postarała się dziś i nałożyła pomadkę" ;)

Nie jest jednak najtrwalsza na świecie. W końcu nie jest to mat, więc nie ma się co dziwić. Wiecie, jak to jest. Albo coś pielęgnuje wargi i znika po dwóch godzinach, albo zostaje na nich długie godziny i wysusza na wiór. W tym wypadku mamy do czynienia z pierwszym wariantem. Pomadka zostaje na ustach jakieś dwie godziny, zjada się równomiernie, przetrwa próby picia herbaty, ale z jedzeniem już sobie nie poradzi. No i nie jest tania. Kosztuje 155zł, ale jeśli chcecie sobie zrobić jakiś luksusowy prezent w formie pomadki, to uważam ją za zakup idealny. 


Jest naturalna i przepiękna. Podkreśla dziewczęcość urody i świetnie się spisze u każdej kobiety.
Jaka jest Wasza ulubiona pomadka nude? Podoba się Wam Adrienne?

POPRZEDNI
NASTĘPNY

No comments :

Post a Comment

Bardzo dziękuję za każdy komentarz! Cieszę się, że masz ochotę ze mną porozmawiać.
Pamiętaj jednak, że każde treści autopromocyjne, czy obraźliwe, będą przeze mnie sukcesywnie usuwane.

DO GÓRY