Chanel, Les Beiges Healthy Glow Foundation


Podkład Les Beiges od Chanel, to rozszerzenie linii Les Beiges, która skradła serca kobiet na całym świecie. Produkt zamknięty jest w mrożonym szkle, które jest moim ulubionym trendem w designie kosmetyków. Oczywiście fenomenalnie wygląda na toaletce, ale przede wszystkim, liczy się tutaj dla mnie funkcjonalność. Matowe buteleczki podkładów mniej się brudzą oraz lepiej leżą w dłoni. Nie ma mowy o wyślizgnięciu się z palców. 

Produkt najlepiej sprawdza się, gdy jest aplikowany opuszkami palców, bądź gąbeczką do makijażu. I chociaż ja, na co dzień nie przepadam za używaniem czystych dłoni do nakładania makijażu, bardzo sobie ten sposób chwalę. Zadziwiające jest, jak bardzo kobieta zmienia zdanie. 
Nie pasuje mi jednak do niego żaden pędzel. Traci wtedy na kryciu i po prostu, nie wygląda tak dobrze, jak mógłby. Dlatego warto postawić w tej kwestii na wyżej wspomniane przeze mnie formy aplikacji, które sprawią, że podkład będzie wyglądać nieskazitelnie. 


W sieci spotkałam się z niepochlebną opinią na temat tego produktu, którą poczyniła Gosia Boy. Jeśli chcecie poczytać jej opinię - odsyłam Was tutaj. Z przyjemnością weszłabym w tej kwestii w polemikę, ale skwituję to może tylko jednym zdaniem. Otóż, nie zgadzam się z żadnym słowem, które znalazło się w tym wpisie, a sam fakt oczekiwania od źle dobranego odcienia, że będzie sprawiał, że cera będzie wyglądać świetnie, jest dla mnie niczym nakładanie odcienia dla mulatek w celu "opalenia się", nawet jeśli nasza cera jest porcelanowa. 


Podkład wyposażony jest w pompkę, która wydobywa idealną dozę produktu. Jedna "porcja" produktu, to idealna ilość, która wystarcza na pokrycie całej twarzy. Mnie zdarza się dołożyć pół pompki w okolice zaczerwienionych policzków i środek twarzy. Mechanizm jest na tyle przyjazny, że pozwala też na wydobywanie połówek i ćwiartek standardowej dozy.

Wiem, że niektórym z kobiet nie spodobała się jego formuła. Przypomnę Wam, że jestem posiadaczką cery mieszanej, z przetłuszczającą się strefą T oraz  wiecznie przesuszonymi policzkami. Nawilżająca formuła produktu bardzo mi pasuje. Jest to podkład, który łączy w sobie właściwości make-up'u oraz dobrej pielęgnacji. Jednym z obco brzmiących składników jest ekstrakt z kalanchoe (czyli z żyworódki). Podstawą jego działania jest skuteczna walka z wolnymi rodnikami. Nawilżenie i dotlenienie skóry, to jeden z efektów, które utrzymują się przez cały czas noszenia podkładu. Zawarty w nim SPF 25 nie bieli skóry i zapewnia dodatkową ochronę przed promieniowaniem słonecznym. 

W moim odczuciu jest lekki i ma średnie krycie. Daleko mu do ciężkich masek, które są dostępne na rynku. Dla mnie to zdecydowanie produkt, który zapewnia dobre krycie, naturalny efekt i świetlistą, zdrową cerę. Tak, jak obiecuje producent. Nie bez powodu nazwano go Les Beiges Healthy Glow Foundation. Daje jednak minimalnie satynowy efekt, dzięki czemu jest trwały. Przypudrowuję go tylko w środkowej części twarzy, ponieważ tam najszybciej i najbardziej się świecę. Policzki pozostawiam same sobie, nakładając przy okazji dosłownie odrobinę kremowego różu z asortymentu marki. Fakt faktem, zostaje mi na twarzy przez cały dzień noszenia makijażu. Nie wchodzi w pory, nie zapycha skóry, nie zbiera się w zmarszczkach. 

Poniżej widzicie, jak wygląda odcień N10. Jest to najjaśniejszy kolor w asortymencie, ale wybór jest na tyle duży, że każdy znajdzie coś dla siebie. Zdjęcie, które widzicie, było wykonywane, gdy moja cera przechodziła małe rewolucje. Nie radziłam sobie z dziwnym, masowym przesuszeniem i niekontrolowanym wysypem. Les Beiges pozwolił mi na dodatkową porcję nawilżenia policzków i skuteczne ukrycie niedoskonałości. Dodatkowo, nie oksydował na mojej cerze, co się ostatnio bardzo rzadko podkładom zdarza. Uwielbiam go teraz, gdy za oknem na dobre zaczyna się wiosna. I mimo że wiosennie nowych podkładów pojawiło się naprawdę sporo, to dla mnie jest to jeden z lepszych, które zostały teraz wypuszczone na rynek.

Chcę Wam tylko przypomnieć, że ile kobiet, tyle opinii i tyle wymagań względem wyglądu i potrzeb cery. Dlatego to, że podkład znakomicie sprawdza się mi, nie oznacza, że musi być w taki samo w Waszym przypadku.


Jest to jednak produkt dla kobiet, które nie mają bardzo trudnych niedoskonałości i które muszą sobie radzić z zakryciem bardzo poważnych zmian. Dla młodej cery, ale też i zadbanej cery dojrzałej, będzie idealny. Pielęgnuje, daje efekt drugiej skóry i wygląda nieskazitelnie.

Macie swój ulubiony podkład Chanel?

POPRZEDNI
NASTĘPNY

No comments :

Post a Comment

Bardzo dziękuję za każdy komentarz! Cieszę się, że masz ochotę ze mną porozmawiać.
Pamiętaj jednak, że każde treści autopromocyjne, czy obraźliwe, będą przeze mnie sukcesywnie usuwane.

DO GÓRY