Hervana w kosmetyczce!

Witam Was serdecznie po świątecznej przerwie. Mam nadzieję, że święta upłynęły Wam radośnie i  przyjemnie. Ja swoje spędziłam naprawdę fajnie, ale jeszcze nie czuję bólu "powrotu do rzeczywistości". Uczelnię zaczynam w czwartek :)

Ale wracam już do pisania na blogu, w głowie mam mnóstwo pomysłów i mam nadzieję, że się Wam spodobają. Dzisiaj chciałabym się z Wami podzielić moim małym szczęściem.




Na róż Hervana marki BeneFit chorowałam już dość długo. Przy każdej wizycie w Sephorze nie mogłam się oprzeć by z miną kota ze Shreka nie stać i nie patrzeć na mój obiekt westchnień. Mówiłam o nim tyle razy (podejrzewam, że przez sen pewnie też ;)), że mój - najwspanialszy na świecie- chłopak postanowił zrobić mi miłosnego zajączka. W ten oto sposób zostałam szczęśliwą właścicielką różu Hervana.

Produkt ma aż 8 gramów i jest drogi, nawet bardzo. Wydanie 145zł, ot tak na kosmetyk, jest decyzją, którą należy przemyśleć. To niemała kasa, a i każda z nas byłaby czerwona ze złości, gdyby okazało się, że wywaliłyśmy pieniądze w błoto. Za ceną musi stać jakość.


Ja wcześniej zrobiłam dodatkowy research - obejrzałam mnóstwo filmików na YouTube, czytałam opinie, sprawdzałam plusy i minusy.  Na razie nie mogę Wam o nim za dużo powiedzieć, jeśli chodzi o moją opinię. To jedynie pierwsze wrażenia, gdy mam go w końcu w swojej kosmetyczce.


Opakowanie jest dość solidne. To tekturka, zamykana na magnes, ale myślę, że będzie trwałe. W środku mamy malutkie lustereczko, które pewnie przydaje się podczas poprawek w ciągu dnia. Dołączony do produktu pędzelek na razie nie zrobił na mnie ogromnego wrażenia, ale nie jest źle. Pewnie trzeba się z nim dogadać. Rzadko się to zdarza, ale włosie jest ścięte skośnie - co oczywiście jest na duży plus.


Zawartość : dostajemy 8g produktu za 145 zł. Ale gdy to sobie dokładnie przemyślałam, to stwierdziłam, że w skali roku, to wcale nie jest taka tragiczna cena. Mój klasyczny róż z Bourjois kosztował mnie w promocji 30zł, a jego normalna cena to ok. 50. W zamian dostajemy 2,5g produktu. Więc jakby nie patrzeć, Hervana  nie wychodzi tak źle. Zwłaszcza, że podobno jest bardzo wydajna i ciężko będzie mi ją zużyć w ciągu 2 lat. Ale się postaram :)

Z tego co zauważyłam po pierwszej aplikacji, produkt naprawdę łatwo nakłada się na twarz. Nie sądzę, żeby można było zrobić sobie nim krzywdę. Ma bardzo ładne, delikatne i satynowe wykończenie. Rumieniec dzięki niemu wygląda jakoś tak... zdrowo. Jego kolor po zmieszaniu wszystkich odcieni (beż, róż, brzoskwinia i taki jagodowy fiolet), to coś pomiędzy różem a brzoskwinią - czegoś takiego szukałam.

Nie powiem Wam niestety nic na temat jego zapachu, z powodu choroby i zatkanego nosa. Ale w Internecie dziewczyny twierdzą, że ma delikatny, bardzo ładny zapach.

Produkty BeneFit za same opakowania powinny dostawać wszystkie nagrody świata. Bardzo mi się podobają a róż Hervana jest jednym z ładniejszych projektów. Niewątpliwie upiększa kolekcję kosmetyków.

Za jakiś czas, gdy już wyrobię sobie większe zdanie na temat tego kosmetyku, na pewno podzielę się nim z Wami w formie recenzji. Na razie jestem niesamowicie szczęśliwa i podekscytowana. Mam nadzieję, że się nie zawiodę.

Na mojej liście BeneFitowych 'must have' są jeszcze dwa produkty. Ale na jeden dziś straciłam ochotę. Chodził za mną bronzer Hoola, ale moja ulubiona YouTuberka - KatOsu, powiedziała dzisiaj, że w ciągu dnia pozostawia on nieestetyczne plamy. Dlatego bardzo przemyślę tę decyzję, jeśli się na niego zdecyduję. Zwłaszcza, że byłby to mój pierwszy bronzer z prawdziwego zdarzenia.

Ale to już tyle. Pozdrawiam Was serdecznie i mam nadzieję, że teraz nadrobię zaległości w postach.



POPRZEDNI
NASTĘPNY

13 comments :

  1. uwielbiam tekst" nim nie zrobisz sobie krzywdy"

    ReplyDelete
    Replies
    1. No bo nie zrobisz :P Podobnie, jak tym z Inglota, który Ci wybrałam. Kolor się stopniuje. A Hervana ma dawać efekt "anielskich policzków".

      Delete
  2. Hervana też mi chodzi po głowie.. Ja mam Hoole od 3 miesięcy i jeszcze nigdy nie zrobiłą mi plam, ale polecam pierw iść do Sephory żeby Cię pomalowali i wtedy zobaczysz czy Ci pasuje:) Mam jeszcze Coralistę i uwielbiam ją bardzo! Pięknie rozświetla buźke!
    Btw. widzę, że też jesteś ze Szczecina;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ogólnie nigdy jeszcze nie używałam bronzera, czuję się z nim jakoś "brudno". Ale postanowiłam się przełamać. A ten właśnie nie ma drobinek, więc w sam raz, matowe wykończenie.
      KatOsu mówi, że on przebija się w ciągu dnia właśnie, w sensie, że się ściera i zostawia plamy.
      A Coralistę znam głównie z pięknej nazwy. Dzisiaj sobie go pooglądałam, ale to może kiedyś :)
      Tak, tak, bloguję ze Szczecina :)

      Delete
    2. polecam bronzer Gosh bronzibg powder - 02 natural glow - do kupienia w naturze, jest bezdrobinkowy o biszkoptowyn kolorze bez cegly i pomaranczu, ale nie na tyle chlodny zeby dawac efekt brudnych policzkow. Latwo sie naklada, nie robi plami co wazne nie pomaranczowieje i nie ciemnieje w ciagu dnia. Cena w porywach do 52zł, wiec jakies 3x tanszy od benefita.

      Delete
  3. Ja jeszcze nigdy się nie spotkałam z czymś takim, a używam go namiętnie codziennie od 3 miesięcy:)
    To tak jak ja;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. kurcze, miała być odpowiedź a normalnie napisałam komentarz!

      Delete
    2. hihi:) Mam nadzieję, że wrzucisz w takim razie parę słów na jego temat na swojego bloga :) Chętnie poczytam.

      Delete
    3. Czekam na lepsze światło, żeby go zaprezentować:)

      Delete
    4. Może jeszcze kiedyś się ta wiosna zacznie :)
      W takim razie czekam na recenzje:)

      Delete
  4. Kolorek, opakowanie bardzo fajniutkie

    ReplyDelete
    Replies
    1. Recenzja za jakiś czas się pojawi. Męczę go codziennie :) I jestem nim zachwycona :)

      Delete

Bardzo dziękuję za każdy komentarz! Cieszę się, że masz ochotę ze mną porozmawiać.
Pamiętaj jednak, że każde treści autopromocyjne, czy obraźliwe, będą przeze mnie sukcesywnie usuwane.

DO GÓRY