Wyzwanie blogowe #1 || Historia nazwy mojego bloga

Postanowiłam wziąć udział w blogowym wyzwaniu u Uli.
Wiele z dziewczyn się na to zdecydowało, a sam pomysł bardzo mi się spodobał już przy samych zapowiedziach. Nie byłam pewna, czy znajdę na to czas, bo wakacyjny wyjazd za pasem, jak i kilka innych spotkań. Wzięłam się jednak na sposób i efekty możecie czytać właśnie teraz. 

Pierwszym tematem jest historia nazwy mojego bloga. 


Hmm... Właściwie, wydawało mi się, że jest to dość oczywiste. Mimo to, nadal czasami muszę tłumaczyć, dlaczego blog nazywa się tak, a nie inaczej. 

Po pierwsze, mam na imię Ala. Całe życie męczyło mnie jedno zdanie z elementarza, czyli Ala ma kota.  (podobno ma być zamienione na Ala ma tablet) Oczywiście, było to przekształcane na różne sposoby, w zależności od tego, jaki zamiar miał mój rozmówca. Nie powiem, strasznie mnie to w dzieciństwie denerwowało. Jednak im jestem starsza, tym bardziej doceniam fakt, że jest to dość chwytliwe. Dlatego zdanie, które przyprawiło mnie o zdenerwowanie, postanowiłam zmienić w symbol, z którego będę rozpoznawalna.

Po drugie, jak można się domyślić, jest to niejednoznaczne określenie. Prawdą jest, że nie ma w życiu rzeczy tylko czarnych, bądź tylko białych. Dlatego nazwa mojego bloga, nie określa mnie w ten sposób, że jestem posiadaczką kota. W sensie zwierzaka. Ubolewam nad tym faktem, ale mam potężną alergię na koty, więc... wymarzony ragdoll pozostaje w strefie marzeń. Jednak - wracając do nazwy - chciałam, żeby nie była taka oczywista w swej prostocie. Dzięki temu ten "kot", to po prostu moje zamiłowanie do kosmetyków i całej reszty urodowych rzeczy, na których punkcie mam totalnego świra. Tak, tak... O to chodziło, żeby z takiej prostej rzeczy zrobiła się też ta z drugim dnem. 

I teraz coś, co Was pewnie zdziwi. Ala ma kota, to kompletny przypadek. Totalny zbieg okoliczności, przy którym zaświeciła mi się malutka żaróweczka i pomyślałam "to jest to!". Zanim doszłam do tego, jak ma nazywać się mój blog, przewałkowałam milion różnych nazw. Naprawdę, cały milion ;) Celowałam w coś z miętą w nazwie lub miętowym kolorem. Miałam wtedy na tym punkcie świra. Odbijałam się, jak piłeczka, z wersji angielskich, by sama sobie mówić "Głupia! Przecież będą cię czytać w Polsce! Nie rób nic na siłę". I gdy tak szperałam w Internecie, w poszukiwaniu inspiracji, ale też odpowiedniej czcionki do nagłówka, to właśnie na jednej z takich fontowych stron znalazłam czcionkę, w której testowym tekstem było  "Ala ma kota". I kojarzycie tę muzykę, gdy Jaś Fasola spada z nieba? Yhym! Dokładnie to usłyszałam ;) 

Dzieło przypadku sprawiło, że związałam się na stałe z tą nazwą. Nie wyobrażam sobie, że blog miałby nazywać się inaczej. Po prostu, bardzo do mnie pasuje. 

No to tak. Teraz już wszystko wiecie. Ciekawa jestem, czy było dla Was takie oczywiste to powiązanie, że kot, to podkreślenie zwariowania na punkcie kosmetyków :)

POPRZEDNI
NASTĘPNY

7 comments :

  1. Tak celowałam, że chodzi o bzika na punkcie kosmetyków! :)

    ReplyDelete
  2. nazwa bloga jak najbardziej mi się podoba :)

    ReplyDelete
  3. fajna historia:)

    ReplyDelete
  4. ciekawa historia :)
    Zapraszam do mnie i wzajemnej obserwacji :)

    ReplyDelete
  5. Brawo ! podoba mi się Twoja historia :)

    ReplyDelete
  6. Ala ma kota to strzał w dziesiątkę! Chyba mnie zachęciłaś do wzięcia udziału w wyzwaniu. Z wielką ciekawością i uwagą czytałam Twoje odpowiedzi i uważam że to bardzo fajna akcja dająca poznać bardziej ulubioną blogerkę :) Pozdrawiam Kochana :*:*:*:*

    ReplyDelete

Bardzo dziękuję za każdy komentarz! Cieszę się, że masz ochotę ze mną porozmawiać.
Pamiętaj jednak, że każde treści autopromocyjne, czy obraźliwe, będą przeze mnie sukcesywnie usuwane.

DO GÓRY