ArtDeco, Hello Sunshine! Słoneczna kolekcja makijażu


Dzisiaj musicie się przygotować na to, że w tym wpisie jest całe mnóstwo zdjęć. Mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza. Po prostu, zakochałam się w najnowszej kolekcji ArtDeco i nie mogłam przestać pstrykać zdjęć. 

Najnowsza seria, która nosi nazwę HELLO SUNSHINE podbija serca kobiet. Dostępna w perfumerii Douglas, składa się z trzech odcieni pomadek, dwóch wariantów kolorystycznych kremowych cieni do powiek, pudru brązującego, różu oraz maskary. Ja przedstawię Wam dzisiaj praktycznie większość kolekcji. 




Kremowe cienie w kredce, High Performance Eyeshadow Stylo(53,50zł), mają wodoodporną formułę. Z łatwością dają się aplikować na powiekę, rozcierać i dokładać, aby uzyskać intensywny kolor. Są długotrwałe i nie zbierają się w załamaniach powiek. Szczerze zaskoczyła mnie ich trwałość. Swatche z ręki, które są widzicie na zdjęciu trochę niżej, zastygły w ciągu minuty i musiałam nieźle potrzeć rękę, żeby je zmyć. Takie formuły są w sam raz na lato! 

Ich jedwabista formuła pozwala na dokładanie koloru, dzięki czemu łatwo można pomalować oczy delikatnie, jak i stworzyć na nich istną taflę połyskujących barw. Dwa kolory, które widzicie poniżej, to numery 24 oraz 27. 

27, to Soft Golden Rush - delikatny, szampańsko-złoty odcień, który znakomicie sprawdzi się, jako rozświetlenie wewnętrznego kącika, łuku brwiowego, czy środka powieki. 

24, czyli Antique Bronze, to kolor, który łączy w sobie brązową barwę, zmieszaną ze złotymi drobinkami. Jak wiadomo, ja kocham wszelkie brązowo-złote cienie, więc od razu wpadł mi w oko. Znakomicie się blenduje. Może być nałożony na całą powiekę lub tylko jako optyczne zagęszczenie linii rzęs. 



Lubuję się w wydłużających maskarach. To właśnie te wydłużające (czasami jeszcze podkręcające) wybieram. Zależy mi zawsze na jak najbardziej naturalnym efekcie długich rzęs. Maskara Long Lashes Mascara(63.90zł), to coś idealnego dla mnie. Wytrzymała próby dnia i nie odsypała się ani razu. Ma wygodną szczoteczkę, która nie jest silikonowa. Normalne włosie sprawia, że bardzo łatwo dociera do nasady rzęs i rozczesuje włoski. Ma intensywnie czarny kolor. W jej składzie znajdziecie witaminę E oraz panthenol, które pozytywnie wpływają na kondycję rzęs. Ponadto, tusz zawiera również wosk carnauba, który sprawia, że rzęsy są elastyczne i sprężyste, co jest absolutną prawdą. Nie wiem, jak Wy, ale ja nienawidzę dyskomfortu oblepionych rzęs, który dają niektóre tusze. Tutaj w ciągu dnia nie czuję maskary na oczach. Nie skleja rzęs, pięknie je wydłuża i idealnie podkreśla zewnętrzne kąciki - jestem zakochana. Brązowo-złote opakowanie kupuje mnie totalnie. Was też? 




Bronzing Powder Compact (89,90zł), to puder brązujący idealny dla wybrednych. Mój, widoczny na zdjęciach, to odcień 50 - Almond. Po pierwsze, jest naprawdę intensywnie napigmentowany. Moja pierwsza zabawa nim skończyła się plamą na policzku. Nie sądziłam, że naprawdę delikatne muśnięcie struktury pędzlem okaże się tak mocne w intensywności. Ostatecznie dowiedziałam się przy okazji, że znakomicie się blenduje, bo przy użyciu dużego, puchatego pędzla zażegnałam kryzys. Jego aksamitna formuła łatwo daje się stopniować i przyjemnie się rozciera. Nie stwarza problemów. Podzielony został na dwie części. Jaśniejsza może być stosowana przez totalnych bladziochów. Ciemniejsza strona, z delikatnymi opalizującymi drobinkami daje efekt mocniejszej opalenizny. Najbardziej podobają mi się połączone - wtedy uzyskuję najsubtelniejszy efekt. Mimo opalizujących drobinek, śmiało nazwę go satynowym. Daje on bowiem efekt rozświetlonej cery muśniętej słońcem. 





Pomadka Color Lip Shine (65,90zł), to żelowa konsystencja, która długotrwale pozostaje na ustach. Sunie po nich, jak masełko, ale z takim kolorem radzę uważać. Zawsze nakładam ją przy granicach pędzelkiem. Inne sposobu nie widzę - z czerwieniami trzeba ostrożnie. Kolor 21, to soczysta czerwień, która daje pełne krycie przy pierwszej warstwie. Jak na nawilżającą formułę, która pielęgnuje usta przystało, nie jest długotrwała, ale utrzymuje się naprawdę dobrze. Kilka godzin, to u niej norma. Schodzi z ust równomiernie i pozostawia po sobie delikatnie zabarwione wargi. Jej czarno-złote opakowanie przywodzi na myśl wysokopółkowe szminki od projektantów. 



Od lewej: ciemniejsza strona bronzera, jaśniejsza strona, zmieszane razem, cień 24, cień 27, pomadka 21.



Jestem pod naprawdę wielkim wrażeniem tego, jak kolekcja prezentuje się w całości. ArtDeco z sezonu na sezon wygląda coraz lepiej. Ich kolekcje są spójne, wszystko jest na miejscu. Dbałość o szczegóły opakowań oraz tłoczeń, zwraca moją uwagę, pozytywnie. Zachwycają mnie również formuły. Jestem szczerze na siebie zła, że wcześniej omijałam tę markę szerokim łukiem! 

Jak podoba się Wam ta kolekcja? Skusicie się na jakiś produkt?

POPRZEDNI
NASTĘPNY

No comments :

Post a Comment

Bardzo dziękuję za każdy komentarz! Cieszę się, że masz ochotę ze mną porozmawiać.
Pamiętaj jednak, że każde treści autopromocyjne, czy obraźliwe, będą przeze mnie sukcesywnie usuwane.

DO GÓRY