Dzisiaj postanowiłam poruszyć dość kontrowersyjny temat. Mam nadzieję, że się Wam spodoba i podzielicie się swoimi doświadczeniami w komentarzach na dole. Starałam się pokazać Wam wszystko z perspektywy osoby, która już trochę na ten temat wie. Często sama się sparzyłam. Trzeba mieć w tej kwestii twardy tyłek. Bo... nie jest tak różowo, jak mogłoby się wydawać. Współprace są i będą tematem kontrowersyjnym. Jednak, jeśli wydaje się Wam, że kooperacje z markami są tylko super, to... po przeczytaniu tego wpisu zmienicie zdanie.
Za darmoszkę
Naprawdę, na palcach jednej ręki jestem w stanie policzyć marki, które płacą.
Agnieszka (
aGwer) miała ostatnio nieciekawą sytuację z marką, która chciała przesłać jej kilka produktów, z konkretnej kategorii. Aga powiedziała, jaką widzi za to cenę. W odpowiedzi usłyszała
"Nie prowadzimy tego typu współprac, ponieważ chcemy zachować stuprocentową obiektywność opinii". Wiecie co? Ja bym miała na to jedną odpowiedź. Dość infantylną, ale co tam. LOL.
Po pierwsze, w ten sposób dali jej do zrozumienia, że co? Że jak jej za to zapłacą, to ona na pewno napisze pozytywnie? Nie moje drogie. I ja, i Agnieszka za każdym razem powtarzamy w takich mailach, że marka musi liczyć się z tym, że opinia może być negatywna, że jeśli produkt będzie miał wadę, to się o tym napisze i nie zamiecie się tego pod dywan.
Po drugie, blogerki znają się prywatnie! Mamy wiele bardzo dobrych znajomych, część to nawet przyjaźnie i co? I naprawdę marki myślą, że my zatajamy przed sobą takie informacje? Największą wtopą okazuje się tutaj być to, że wiemy, że wyżej wspomniana marka zapłaciła innym. I tam nie było problemu z wpisem/filmem na życzenie.
Taka propozycja wiąże się z wpisem sponsorowanym. To chyba jest dla Was doskonale zrozumiałe. Dana marka mówi "hej, masz tutaj trzy fajne maskary i zrób pościk, co?". Za każdym razem Waszą odpowiedzią w takiej sytuacji powinno być "Pewnie! Tutaj macie cennik!". Dlaczego?
Dlatego, że powinni nauczyć się, że:
a) blogowanie, to nie tylko Twoja praca, ale również rzecz, która przynosić powinna wymierne korzyści. Część teraz stwierdzi - o matko, toż to tylko o kasę chodzi! Nie. Nie chodzi tylko o kasę. Ale spójrzcie na to od tej strony: dobra lustrzanka, obiektywy, statywy, karty pamięci, grafik do strony, hosting, domena, a na końcu same produkty - to wszystko kosztuje. Żadna z nas nie poszła do sklepu fotograficznego i nie powiedziała "Dajcie mi Canona XXX i obiektyw XXX, a ja Wam nie zapłacę, ok? Napiszę u siebie na blogu, że dostałam go od Was".
b) blogerki, to nie tylko osoby pazerne na darmowe gifty. Owszem, niestety, takich też jest sporo. Ale warto zrobić sobie przesiew i zerknąć na to, jak wyglądają w większości posty na stronie. Trudno, myślę, że w każdej dziedzinie znajdują się takie osoby, które zrobią wszystko za darmowy krem.
c) dość z zaniżaniem rynku. Jeśli kilka blogerek zrobi za darmo to, co inne zrobiłyby za pieniądze, to mamy tutaj piękną drogę do tego, aby firmy miały w tym wypadku odruch bezwarunkowy, niczym pies Pawłowa. Bo nie liczy się dla nich to, w jaki sposób wyglądają zdjęcia na blogu, czy czytelnicy są na nim zaangażowani. Czy blogger dba o dobry tekst. Nie, liczy się to, że jest za darmo.
A PRowiec się cieszy, bo nawet jak ma budżet na działania marketingowe (a uwierzcie mi, że ma, bo gazety za darmo nic nie publikują), to właśnie zaoszczędził kasę dla firmy. W związku z tym, może za to albo dostać ładną premię, albo władować te zaoszczędzone pieniądze w większą reklamę w gazecie/telewizji. Strzał w kolano dziewczyny!
Abonent chwilowo niedostępny
Nie raz spotykam się z sytuacją, że osoba odpowiedzialna za PR marki nie odpisuje na wiadomości. I nie to, że nie odpisze na jednego maila. Nie odpisuje w ogóle. Kompletnie ignoruje każdą wiadomość. Każdą bez wyjątku. Tak, bez wyjątku.
Dziewczyny potrafią miesiącami czekać na przesyłki. Pisać maile upominające, czując się, jak żebraczki. Czekać na odpowiedzi tygodniami.
Kiedyś miałam taką sytuację, nie jednokrotnie niestety, że czekałam na przesyłkę, która już była rzekomo nadana. Czekałam i czekałam. I nic. Napisałam jednego maila - cisza. Napisałam drugiego maila - cisza. Trzeciego - O! Jest odpowiedź. "Przepraszam bardzo, już dzisiaj wysyłam paczkę z nowościami.". Gdy paczka do mnie przyszła, oniemiałam. W wielkim (nie mam tendencji do wyolbrzymiania) kartonie, który zajmował sporo miejsca znajdowała się mała torebeczka z logo marki. A w tej małej torebeczce znajdowała się szminka i serum. I na tym koniec. Wspomnę Wam tylko, że według wcześniejszych ustaleń z Panią PRowiec, która sama to zaproponowała, miałam dostać całą nową kolekcję makijażową oraz nowe produkty pielęgnacyjne. Się zdziwiłam.
Śpieszmy się kochać współprace... tak szybko odchodzą.
To, że już macie współpracę, to nie znaczy, że ją utrzymacie. Tak... niestety często dochodzi do sytuacji, że marka robi sobie z Was po prostu jaja. Ja byłam kiedyś świadkiem tego, że znana marka napisała do mnie sama. Oczywiście się zgodziłam, bo bardzo tę markę lubię (chociaż przez to zachowanie mam już pewien dystans) i w grę wchodziło otrzymywanie nowości. Ucieszona myślałam, że tak będzie. Słuchajcie... nie dostałam nawet jednej przesyłki. Kontakt się zerwał i tyle. Nie powiedziano mi dlaczego. A w takiej sytuacji chciałabym usłyszeć chociaż to głupie "nara".
Dlatego warto być z taką osobą w stałym kontakcie. Pisać wiadomości z linkami do wpisów. Pytać co słychać. Umawiać się na kawę. Zastrzegam sobie jednak fakt, że warto tak robić tylko z osobami, które naprawdę lubicie i cenicie.
Także moje drogie, pielęgnujcie kontakty z PRowcami, bo często zdarza się, że nawet jeśli daną współpracę macie, to możecie ją stracić bez powodu.
I nawet jeśli już nagracie sobie jakąś współpracę, to zdarza się tak, że. Załóżmy, że jest taka sytuacja. Koncern ma swojego PRowca głównego. Ma też kilku PRowców mniejszych, którzy zajmują się pojedynczo markami mniejszymi, wchodzącymi w skład koncernu. Piszesz do PRowca głównego, który nie zgadza się na współpracę. Udaje Ci się skołować namiary na PRowca mniejszego i piszesz do niego. On się zgadza. Jest sukces. Nie masz całego pakietu, ale cieszysz się chociaż z tej jednej marki, która jest naprawdę super.
Już? Nacieszyłaś się? To wystarczy. Przychodzi PRowiec główny i mówi magiczne słowa z akapitu wyżej. "Nie spełniasz naszych restrykcyjnych wymogów, lala. Wolimy paskudne zdjęcia i żałosny content, bo Zdzisia i Krysia, to nasze znajome i one muszą mieć tę współpracę. Ty się nie nadajesz."
"Nie spełniasz naszych restrykcyjnych wymogów"
Na wstępie może powiem Wam tylko tyle, że ze świecą możecie szukać marek, które napiszą do Was pierwsze. Oczywiście, takie przypadki się zdarzają, ale rzadko. Dlatego, jeśli jeszcze kiedykolwiek Wasza koleżanka po fachu powie Wam "jeśli chcesz współpracę, to musisz czekać aż Cię zauważą". Eee... nope! Nikt Cię nie zauważy, jeśli będziesz stać w szarym kącie. Taka jest prawda. I nie ma tutaj żadnego powodu do wstydu, jeśli pierwsze piszecie do marki. Oczywiście, tylko w takim przypadku, jeśli naprawdę nie robicie z siebie idiotki proszącej o darmowe gifty i jesteście w stanie zaoferować sporo swoją osobą, stylem pisania, poziomem bloga etc. Mimo wszystko, wiele w blogosferze "dobrych duszyczek", które za żadne skarby nie podzielą się z Wami kontaktem i jeszcze wcisną kit, że musisz czekać aż Cię zauważą. Dlaczego? Bo fajnie jest być w gronie wybranych. Tylko one i nikt więcej.
Ja się bardzo cieszę, że mam w gronie swoich blogowych znajomych osoby, którym można ufać, można się ich poradzić i można na nie liczyć. Nieistotne jest w tej kwestii to, że część z nich jest z Warszawy i jest w gronie tych, które mają fajne współprace. To właśnie dzięki nim (oraz własnym doświadczeniom i metodzie prób, i błędów) przejrzałam na oczy i wiem, jak to wszystko wygląda od środka. I wcale nie jest tak kolorowo, jak się by wydawać mogło. Z resztą w akapicie wyżej napisałam już na ten temat wszystko.
Za górami, za lasami... daleko, daleko, nieosiągalnie dla wzroku zwykłej blogerki, która pakuje kupę własnych oszczędności, swojego czasu i serducha w bloga, żyje sobie kilka marek, które mogłyby z tą blogerką współpracować. Mogłyby, ale nie chcą. Dlaczego?
Magiczne zdanie brzmi: "nie spełniasz naszych restrykcyjnych wymogów". Na to hasło otwierają się wrota, za którymi stoi blogerka, której ręce opadły. Tak, marki często potrafią wbić szpilę. I wiecie co? Najgorsze jest to, że TY nie spełniasz restrykcyjnych wymogów, co jest w ogóle śmieszne, bo przykładasz się, zdjęcia są ładne, czyste, strona przejrzysta, ale nie... restrykcyjne wymogi spełnia ktoś, kto robi zdjęcia tosterem, kto nie potrafi się umalować, kto wrzuca paskudne zdjęcia do sieci, na które naprawdę ciężko patrzeć. Ktoś, kto ma kupione lajki. Ktoś, kto ma 120 obserwatorów. Ktoś, kto ma teksty o majonezie, bieliźnie i innych tematach ściśle związanych z beauty i kogo teksty angażują czytelników na 0 komentarzy lub są bolesne dla wszystkich grammarnazi. Oczywiście, każdy z nas może popełniać błędy, Mnie też się one zdarzają. Ale właśnie - zdarzają się. Nie są na porządku dziennym.
Jest jeszcze jedno zdanie, które bardzo często możecie usłyszeć. "Na ten czas nie szukamy nowych osób do współprac. Mamy zamknięte grono blogerek, z którymi współpracujemy, ale jeśli postanowimy je rozszerzyć, odezwiemy się do Ciebie. Zapisuję kontakt!". Jest to równoznaczne z "pocałuj mnie w tyłek". Nikt się do Was już nie odezwie. Wcale nie zapisuje kontaktu i generalnie możecie zapomnieć o czymkolwiek. Najgorsze jest to, że nie zwraca się uwagi na fakt, że blogosfera się rozwija, nie stoi w miejscu i nie ma w niej dwóch, czy trzech tytułów, które są na rynku, jak to bywa w kategorii prasy. Internet, to medium, w którym może zaistnieć każdy. Dosłownie każdy. Ważne jest tylko to, żeby reagować na fakt, że dobrych blogów ze świetnym contentem pojawia się coraz więcej.
Jestem PRowcem, goń się!
Czekam na ten dzień, gdy w Polsce zaczną obowiązywać standardy z zagranicy. Blogerki w Anglii, czy USA, to medium, które już od dawna bardzo wiele znaczy. Millenialsi oraz Generacja Z nie czytają prasy, a już na pewno nie szukają w prasie porad. [
tutaj polecam film Hatalskiej, jeśli nie wiecie o czym teraz mowa] Dla nich jest to zlepek kilku niezbyt ciekawych tekstów, grafik i nic więcej. Zwróćcie też uwagę na Wasze zachowanie oraz zachowanie koleżanek. Zanim kupicie jakikolwiek produkt, wyszukujecie o nim informacje w Internecie. Szukacie informacji, czy to na blogach, czy forach internetowych, czy KWC Wizażu. W dzisiejszych czasach, w dobie wszechobecnego dostępu do WiFi, można sprawdzić takie dane wszędzie. W domu, ale też stojąc przy standzie danej marki, bezpośrednio przed zakupem. Chcemy wiedzieć, jak produkt wygląda na dłoni, na oku, na ustach. Chcemy widzieć efekt przed i po. Chcemy po prostu znać prawdę.
Osobie w Internecie wierzy się bardziej. Dlaczego? Bo jest taka, jak my. Jest zwyczajną dziewczyną/chłopakiem, konsumentem, który sprawdził dany produkt na sobie i jasno mówi, co mu się podobało, a co nie. Nikt przecież nie chce się naciąć na bubel, jeśli kosztuje on niemałe pieniądze. Dlatego przestajemy wierzyć w piękne grafiki produktowe, które widzimy w gazetach. Zdjęcia wykonane przez producenta już nas nie satysfakcjonują.
Kolejną różnicą, której PRowcy nadal nie pojmują, to fakt, że Internet jest 24/h. Możemy szukać w nim opinii i porad o każdej porze dnia i nocy. Gazeta w najlepszym wypadku wyląduje w koszu po dwóch tygodniach.
I pomimo wszystko, to blogosfera, to nadal niedoceniana grupa. Traktuje się nas, jak kraje trzeciego świata i tylko nielicznym udaje się przebić do grona, które zgarnia wszystko. Ale o tym pisała już aGwer i do lektury
tego wpisu Was zapraszam.
Epilog
I nie, nie jestem nastawiona na to w ten sposób, że chcę dostawać, jak najwięcej i jak najczęściej. Stać mnie na to, żeby pójść sobie do Sephory i zrobić sobie nieplanowany prezent od siebie dla siebie. Stać mnie na kosmetyki i znakomita większość tego, co pokazuję na blogu, to produkty, które sama sobie kupiłam. Nie ukrywam jednak, że mam kilka współprac. Część z nich jest bardzo udana i ogromnie się z nich cieszę, że te marki mają za PRowców ludzi, którzy znają się na rzeczy i mają głowę na karku, a o części wolę nawet nie wspominać, bo jeśli dotrwałyście do tego miejsca i nadal czytacie ten wpis, to wiecie doskonale, że wszystkie wcześniejsze akapity nie wzięły się z powietrza. To moje doświadczenia.
Szybko można stwierdzić, czy dana blogerka pokazuje tylko to, co dostała i czy jest słupem ogłoszeniowym, czy może produkty ze współprac dopełniają jej stronę. Bo tak, współprace to świetna rzecz! Można dzięki nim poszerzać tematykę bloga. Nie oszukujmy się, niewiele osób stać na to, żeby co 3 miesiące kupować całe najnowsze kolekcje/produkty Chanel, YSL, Dior, Shiseido, MUFE, Benefit, Smashbox, Estee Lauder, MAC... i można tak wymieniać w nieskończoność. Dlatego za każdym razem, gdy blogerki pokazują całe kolekcje, to nie tylko świetna sprawa dla nich (bo ich kosmetyczne zbiory się powiększają i łechcą naturalną, kobiecą próżność). To także świetna sprawa dla czytelniczek, które mogą zobaczyć wszystkie swatche i mogą liczyć na szczerą opinię o każdym produkcie. (O tych nieszczerych nic nie będę mówić. Ja po prostu tych blogów nie czytam, bo widzę to od razu). I nie zapominajmy, że marki bardzo często są sponsorami fajnych konkursów dla Was.
A na sam koniec. Dziewczyny! Pamiętajcie, że jeśli my się same nie będziemy szanować, to nikt też nie będzie szanować nas. Nie zgadzajcie się na wszystko, jak leci. Miejcie swoje warunki i znajcie swoją wartość. Gdy Was wywalają przez drzwi, wracajcie oknem. Nie poddawajcie się, ciągle się rozwijajcie i w końcu osiągniecie swój cel. To, że nie chcą Was teraz nie oznacza, że za jakiś czas, to oni sami nie będą chcieli rozpocząć współpracy. Już na Waszych warunkach. I tego Wam wszystkim życzę!
Chętnie poczytam o Waszych doświadczeniach i opiniach w komentarzach!
No comments :
Post a Comment
Bardzo dziękuję za każdy komentarz! Cieszę się, że masz ochotę ze mną porozmawiać.
Pamiętaj jednak, że każde treści autopromocyjne, czy obraźliwe, będą przeze mnie sukcesywnie usuwane.