Makijażowe nowości Sephora w akcji! NARS, Too Faced, Marc Jacobs i inni!


W moim pierwszym lajwie na Instagramie, pokazywałam Wam paczkę z Sephory, która do mnie niedawno trafiła. Postanowiłam jednak, że w ramach naszej blogerskiej i makijażowej akcji #makijażowelove, pokażę Wam dziś wszystkie nowości, które zasiliły moje kosmetyczne zbiory.

Nie ukrywam, że część z nich jest już od dłuższego czasu w sprzedaży w perfumerii. Nie mniej jednak, u mnie jeszcze nie pojawiła się jak dotąd żadna recenzja z tymi kosmetykami i dzisiaj pora to zmienić. Za szybko jednak wydawać ostateczne wyroki. 

Dzisiaj podzielę się z Wami moimi pierwszymi zachwytami i skrzywieniami twarzy, bo z niektórymi produktami jeszcze nie udało mi się dojść do porozumienia. Na twarzy mam nałożony bazę oraz podkład marki Burberry, które dostaniecie w Sephorze na wyłączność. Oba produktu są ostatnio moimi ulubieńcami, ale markę tę przybliżę Wam jeszcze w ramach naszego makijażowego tygodnia. O to się nie martwcie. 


Wszelkie przebarwienia, zmiany skórne oraz moje pęknięte naczynko, zakryłam nowym korektorem od NARS, Soft Matte Complete Concealer w kolorze 01 Light Chantilly. Produkt ten, to swoisty kamuflaż. Według mnie, produkt ten nie nadaje się pod oczy. Jest w tym celu zbyt ciężki i równocześnie - dla mnie - zbyt mało kryjący. Dzieje się tak głównie za sprawą bardzo ciemnych okolic pod oczami, z jakimi się zmagam. Co innego, jeśli chodzi o zmiany na twarzy. W tej sytuacji sprawdza się fenomenalnie. Znakomicie zakrywa moje pęknięte naczynko w dosłownie sekundę. Idealnie stapia się z podkładem i wygląda bardzo naturalnie. Na razie się lubimy! 

Twarz przypudrowałam najnowszym, prasowanym pudrem Make Up For Ever, ULTRA HD Microfinishing Pressed Powder w kolorze 01, czyli transparentnym. Marka, która znana jest ze swojego poprzedniego, sypkiego pudru, postanowiła stworzyć nową i lepszą formułę oraz zamknąć go w prasowanej formie. Czy się lubimy? Jeszcze nie wiem. Muszę zarówno jego, jak i sypkiego brata, poużywać przez jakiś czas, bo jeszcze się chyba za bardzo nie dogadaliśmy. Czego jestem pewna, to faktu, że nie nadaje się pod oczy. Formuły fiksujące mają niestety tendencje do wysuszania i ściągania skóry, dlatego okolice oczu trzeba przypudrować czymś innym. Cała reszta twarzy może się w tej kwestii sprawdzić idealnie. Chociaż, tak jak Wam wspomniałam, jeszcze nie wiem, czy jest to puder odpowiedni dla mojej cery.



Przybrązowiłam policzki terracottą z Sephory. Sun Disk pochodzi z limitowanej edycji i jest po prostu ogroooomny! Zawiera w sobie 3 odcienie: różowy z drobinkami, brązowy z drobinkami i matowy brąz. Te dwa ostatnie łączę puchatym pędzlem i aplikuję we wszystkich miejscach, gdzie chcę przywrócić twarzy wrażenie trójwymiarowości. Na policzki nałożyłam też moją absolutną miłość ostatnich dni, czyli róż NARS w kolorze Bumpy Ride, który jest idealnym, dziewczęcym różem. Wspaniałym na zbliżającą się wiosnę. Szczyty kości policzkowych, zdominował dzisiaj kremowy rozświetlacz od Marca Jacobsa, Glow Stick w kolorze Spotlight. Na pierwszy rzut oka, nie byłam nim zachwycona. Jednak, muszę mu przyznać, że na policzkach wygląda wprost fenomenalnie. Jest bardzo błyszczący (za to łapie ogromnego plusa), nie ma widocznych drobinek i pięknie się stopniuje. Prawdziwa tafla!


Na koniec zostawiłam oczy. Do podkreślenia i wypełnienia brwi użyłam kredki marki Sephora. Automatyczny maluch o nazwie Retractable brow pencil w kolorze 03 Rich Chestnut okazuje się być aktualnie idealnym kolorem, który pasuje do moich włosów. Niby to trochę rudawe, niby wchodzi lekko w blond, ale nadal ma w sobie sporo brązu. Podoba mi się i to bardzo. Automatyczna kredka jest bardzo precyzyjna i nie jest zbyt sucha, dzięki czemu łatwo sunie po skórze i pozwala się kontrolować. Grzebyczek przemilczę. 

Do makijażu użyłam dziś paletki Too Faced, Sweet Peach, której zapach przyprawia mnie o ból głowy, ale błyszczące cienie rekompensują migreny. W załamaniu powieki użyłam dwóch pudrowych cieni w odcieniach beżu oraz brązu. Mam tutaj na myśli cień Georgia oraz Summer Yum. Na całą powiekę ruchomą, jak i w wewnętrzny kącik, powędrował cień o nazwie Nectar. Ten przepięknie mieniący się cień mnie po prostu oczarował! Na dolnej powiece zastosowałam trik, który sprawia, że mam jeszcze bardziej niebieskie oczy, niż w rzeczywistości. Fiolet o nazwie Delectable zmieszany ociupinkę z Peach Pit sprawił, że moja tęczówka nabrała wyrazistości. Zagęściłam odrobinę górną linię rzęs przy pomocy najnowszego eyelinera od Marca. 


Highliner Matte Gel Eye Crayon w kolorze Fine (Wine), to coś po co niby boję się sięgać, ale równocześnie cieszę się, jak ładnie i ciekawie wygląda na mojej powiece. Te kredki, to prawdziwy fenomen! Mam cztery kolory i niedługo pokażę Wam je z bliska. Warte są zakupu! 


Spytacie skąd rzęsy? A rzęsy własne, tylko nieźle podkręcone maskarą Cat Lashes od Burberry. O mamo! Jaki ona daje efekt! Twarz spryskałam jeszcze mgiełką fiksującą i odświeżającą makijaż, Sephora Beauty Amplifier, którą używam ostatnio namiętnie dzień w dzień. Jest super! 



No i usta! Prawie o nich zapomniałam! Jak widzicie, zrobiłam dwie wersje tego makijażu. Z lekkimi ustami zrobionymi przy pomocy Sephora Contour & Color (końcówka z numerem 2, czyli pomadka właściwa, bo konturówka nie jest w mojej estetyce), można wybrać się do pracy, szkoły, czy na szybką randkę w kinie. Wersja imprezowa, to mocny fiolet o numerze 16 z najnowszej serii Sephora Cream Lip Stain.

Która wersja podoba się Wam bardziej? 

Wpadajcie też na blogi dziewczyn! Dzisiaj kolejny dzień naszej akcji #makijażowelove


POPRZEDNI
NASTĘPNY

No comments :

Post a Comment

Bardzo dziękuję za każdy komentarz! Cieszę się, że masz ochotę ze mną porozmawiać.
Pamiętaj jednak, że każde treści autopromocyjne, czy obraźliwe, będą przeze mnie sukcesywnie usuwane.

DO GÓRY