Dawno nie byłam tak zakochana w drogeryjnym podkładzie i pudrze. Zasłużyło to aż na dzisiejszy wpis na blogu, ponieważ takie sytuacje zdarzają się naprawdę rzadko. Testuję sobie ostatnio trochę więcej produktów drogeryjnych, niż dotychczas i powiem Wam szczerze, że chyba warto będzie popełnić z tego powodu wpis. Ale to w przyszłości.
Ważne na wstępie jest na pewno przypomnienie Wam, jakiej cery jestem posiadaczką. Mam mieszaną cerę, z dużą skłonnością do przesuszeń. Strefa T się przetłuszcza, choć nie jest to jakaś tragedia. Policzki natomiast często są tak przesuszone, że muszę szukać takich kombinacji podkładu oraz pudru, które to nie będą podkreślać tychże przesuszeń.
O matującym pudrze sypkim Dress Me Perfect Loose Powder (52,99zł), nie mogę powiedzieć nic złego. Posiada klasyczne opakowanie, czyli słoiczek wyposażony w sitko. W środku znajduje się 25g drobno zmielonego kosmetyku, który jest wyjątkowo wydajny. Jestem zaskoczona jego lekkością, bo nie przypomina mi żadnego innego produktu sypkiego, z jakim do tej pory miałam do czynienia. Pięknie wygładza cerę, nie wchodzi w zmarszczki, pięknie utrzymuje podkład oraz korektor w miejscu.
Odcień 02 Light Beige, daje bardzo delikatną chmurkę koloru. Tak naprawdę nazwałabym go pudrem na kształt transparentnego. Raczej na próżno szukać w nim produktu, który zapewni dodatkowe krycie. Dla mnie to jednak plus. Po pierwsze dlatego, że nie martwię się w tym przypadku o to, czy moja twarz nie wygląda zbyt płasko i matowo, a po drugie nie zawracam sobie głowy problemem ciemniejącego podkładu pod spodem.
Po lewej stronie puder, po prawej podkład
Sam podkład zaskoczył mnie przede wszystkim dlatego, że pierwszy raz, rzeczywiście spodobał mi się na mojej twarzy mat, który dzięki niemu osiągam. Jest on bowiem bardzo delikatny, dziewczęcy, nienachalny i przede wszystkim nie otrzymujemy z nim efektu maski. Podkład Deborah, Extra Mat Perfection Mattifying Foundation (58,99zł) w kolorze 01 Ivory, który posiadam ma wyraźne, beżowe tony, które niwelują zaczerwienienia, które posiadam na policzkach. Kryje pięknie na tyle, że nie potrzebuję stosować jeszcze korektora na ewentualne zmiany, które pojawiają się na mojej twarzy. Rzadko, bo rzadko, ale się zdarzają. A gdy już się pokazują, robią z tego niezłą imprezę, więc cieszy mnie fakt, że nie muszę tych miejsc dodatkowo obciążać kilkoma warstwami makijażu. Wystarczy podkład.
Jak wspomniałam, daje przepiękny efekt matowej cery, która wygląda szalenie naturalnie. Do jego aplikacji używam zmoczonej gąbeczki beautyblender, która dla mnie nie ma sobie równych. Pozwala na szybką aplikację i efekt drugiej skóry. Kosmetyk zamknięty jest w szklanej, lekko oszronionej/matowej buteleczce z pompką. To jedyna rzecz, do której muszę się przyczepić, ponieważ sam mechanizm czasami się zacina i tryska, rozbryzgując podkład, zamiast umieszczać go w jednym miejscu. Dlatego warto uważać.
Nie wiem, jak Wam, ale mnie ogromnie podoba się efekt przed i po. Cała ta kombinacja sprawdziła mi się na tyle, że nic tylko polecać i polecać. Nie ukrywam, że sięgam po nią bardzo często i bardzo chętnie, na zmianę testując inne, nowe podkłady i pudry. Te produkty jednak idealnie dogadują się z moją cerą, która bywa kapryśna. Na dole przedstawiam Wam z resztą jeszcze efekt po skończeniu makijażu. Prawda, że bardzo ładnie prezentuje się to w obiektywie aparatu? Prawda! I na żywo jest tak samo.
Jestem bardzo ciekawa Waszego zdania na temat tych produktów oraz samej marki Deborah. Mam wrażenie, że mało się o niej słyszy, a jest dość ciekawa.
Dajcie mi znać, za jaki podkład i puder dałybyście się pokroić! Czekam na Wasze typy w komentarzach ;)
No comments :
Post a Comment
Bardzo dziękuję za każdy komentarz! Cieszę się, że masz ochotę ze mną porozmawiać.
Pamiętaj jednak, że każde treści autopromocyjne, czy obraźliwe, będą przeze mnie sukcesywnie usuwane.