Szczecin ma się czym pochwalić! Moja pielęgnacja z marką Clochee


Marka Clochee jest Wam zapewne już znana, ale dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam trochę o mojej przygodzie z tymi kosmetykami. Gdy około miesiąc temu byłam już prawie u dna mojej ówczesnej pielęgnacji, kosmetyki Clochee okazały się być w odpowiednim miejscu, o odpowiedniej porze. I z pełną odpowiedzialnością postanowiłam dowiedzieć się, jak sprawdzi mi się naturalna pielęgnacja. Na wstępie wspomnę Wam jeszcze, tak dla przypomnienia, że jestem posiadaczką cery mieszanej, przetłuszczającej się w strefie T, ale wiecznie odwodnionej, która ma skłonności do przesuszeń. 

Nie omieszkam pochwalić się też faktem, że Clochee pochodzi z mojego miasta, czyli ze Szczecina. Na ulicy Bogusława X 10/2 znajdziecie stacjonarny sklep tej marki. Testy tych kosmetyków zapowiadałam Wam jakiś czas temu na Instagramie,  a relacją z wizyty w salonie, dzieliłam się na moim Stories. 





Dowiedziałam się wtedy, że część z Was regularnie stosuje kosmetyki tej marki i z radością wracacie do ich kosmetyków. Zwłaszcza te z Was, które za nic w świecie nie chcą rezygnować z dobrodziejstw natury. Z niecierpliwością czekałyście też na nowość, czyli krem rozświetlający (który swoją drogą również testuję i za jakiś czas podzielę się z Wami moimi wrażeniami na jego temat). 

Marka Clochee łączy w sobie stosowanie tylko naturalnych, certyfikowanych składników, które dają prawdziwe rezultaty z eleganckim, bardzo stylowym wyglądem. W ich składach nie znajdziecie niczego nieprzemyślanego. Możecie być też pewne, że nie znajdziecie tam szkodliwych substancji alergizujących (m.in. parabenów i innych konserwantów, oleju mineralnego i pochodnych ropy naftowej, silikonów, alkoholu, PEG, SLES. Tak samo jest w przypadku opakowań. Klasyka łączy się tutaj z nowoczesnością, a produkty w biodegradowalnych opakowaniach, zostały wyposażone w pompki, które ułatwiają aplikację wystarczającej ilości produktu, nie zanieczyszczając go. 



Przejdźmy już do moich wrażeń i zacznijmy od demakijażu. W przypadku intensywnego makijażu, który lubię czasami nosić, największą bolączką jest niestety pozbycie się go wieczorem. Głównie dlatego, że kosmetyki, na jakie się wtedy decyduję, mają charakter długotrwałych. Z pomocą przychodzi w takim wypadku olejek do demakijażu Clochee, Soothing Cleansing Oil. Jest bardzo wydajny i już jedna pompka potrafi rozprawić się na dobre z moim make-up'em. Przestałam mieć też problem z maskarą, którą ostatnio testowałam (niby nie jest wodoodporna, a pozbycie się jej z rzęs graniczyło z cudem). Sam produkt w ogóle nie obciąża i nie wysusza skóry, co było dla mnie dużym zaskoczeniem. Do tej pory oleje przesuszały mi skórę. Tutaj jest zupełnie inaczej. Dodatek oleju ze słodkich migdałów działa wygładzająco oraz odprężająco  (również ze względu na piękny zapach).



Po zmyciu makijażu przy pomocy olejku lub po prostu w dni, w które nie mam na sobie znaczącej ilości makijażu, sięgam po Clochee, Relaxing Micellar Water. Hydrolat z kwiatu pomarańczy, który jest w składzie tego płynu, to chyba mój osobisty hit! Przepięknie pachnie i koi skórę, pozostawiając ją przyjemnie oczyszczoną. Prócz niego znajdziecie też hydrolat z róży damasceńskiej, aloes oraz glicerynę. Zaraz po nim, sięgam po tonik Clochee, Soothing Antioxidant Toner. To produkt zawierający wyciąg z zielonej herbaty oraz miłorzębu. Czy w ogóle muszę mówić, jak pachnie? Bardzo szybko się wchłania i przygotowuje skórę do kolejnych kroków pielęgnacyjnych. Omijam korzystanie w tym wypadku z waciku i niewielką ilość produktu wylewam po prostu na dłonie, a następnie wklepuję go w skórę twarzy. Sam rytuał demakijażu w tych trzech krokach, jest dla mnie prawdziwą ucztą dla zmysłu zapachu. Bowiem każdy z produktów pachnie pięknie i relaksująco. 



Na tak przygotowaną i oczyszczoną skórę, sięgam po produkty nawilżające. W tym wypadku również decyduję się na metodę trzech kroków. Zaczynam od Clochee, Intensive Moisturizing Serum, który jest produktem zamkniętym w szklanym opakowaniu wyposażonym w wygodną pompkę. Dzięki czemu swobodnie możemy dozować odpowiednią ilość produktu. Kosmetyk zawiera podwójnie skoncentrowany kwas hialuronowy. Jest niezwykle lekki i bardzo szybko się wchłania. Nie daje uczucia lepkości, jest zupełnie komfortowy po wchłonięciu, a robi to w mgnieniu oka. Widocznie napina skórę, za co jestem mu niezwykle wdzięczna. Co istotne, nie stosujemy go w pojedynkę! Najlepsze rezultaty przynosi podczas łączenia z kremem. Używam go dwa razy dziennie i muszę przyznać, że jestem w szoku, jakie efekty widzę zwłaszcza na moim czole, z którym miałam do tej pory najwięcej problemów. 




Clochee, Light Moisturizing-Revitalizing Cream, to krem o bardzo lekkiej konsystencji, aczkolwiek bogatej formule. Trafiłam w związku z tym na coś, co lubię najbardziej - lekka formuła, ale maksimum nawilżenia. Zawarte w nim zostały komórki macierzyste z jabłek oraz ekstrakt z róży damasceńskiej. Ten ostatni sprawia, że skóra jest przyjemnie odświeżona. Jego delikatnie pudrowo-jabłkowy zapach uprzyjemnia proces nakładania kremu. Tutaj również zaobserwowałam uczucie napięcia i wygładzenia skóry po aplikacji. Świetnie sprawdza się pod makijaż - ani razu nie zrobił mi nieprzyjemnych niespodzianek w tym kontekście. Co więcej, pokuszę się o stwierdzenie, że matujące podkłady wyglądają na nim o niebo lepiej, niż z moją poprzednią pielęgnacją. 


Clochee, Intensive Regenerating Eye Cream/Mask, to produkt przeznaczony dla skóry wrażliwej. W swym składzie skupia komórki macierzyste pozyskane z jabłek oraz ekstrakt z lilii wodnej. Ma bardzo przyjemny, aczkolwiek delikatny i łagodny zapach. Szybko się wchłania i daje efekt wygładzonej skóry. Bardzo silnie odżywia i nawilża skórę wokół oczu, nie obciążając jej przy okazji swoją konsystencją. Może być śmiało stosowany pod makijaż, ale również nakładany w większej ilości na noc.




Jeśli jesteście ze Szczecina, koniecznie odwiedźcie stacjonarny sklep marki Clochee, który znajdziecie na ul. Bogusława X 10/2. Na pewno będziecie miło zaskoczone. Na miejscu czeka na Was nie tylko pełny asortyment i masa testerów, które pozwolą dobrać Wam konsystencje, które najbardziej lubicie, ale też profesjonalny personel, który na pewno doradzi Wam, jak radzić sobie z Waszymi problemami skórnymi. Będziecie mogły przyjrzeć się z bliska kosmetykom zarówno do twarzy, jak i do ciała oraz włosów. Czeka też na Was system lojalnościowy, dzięki któremu możecie zyskać swój ulubiony produkt ze zniżką 100zł. 

Marka Clochee jest również dostępna w naszym mieście w Douglasie w trzech większych galeriach handlowych, czyli Galaxy, Kaskadzie i Molo oraz oczywiście na www.clochee.com. Wszelkie nowości możecie śledzić też tutaj.




Z pewną dozą niepewności podchodziłam do naturalnej pielęgnacji. Głównie mając średnie doświadczenia z przeszłości, gdzie naturalne składniki kojarzyły mi się z kiepskim zapachem i słabym działaniem. Dlatego jestem naprawdę szczęśliwa, że udało mi się znaleźć remedium na moje problemy odwodnionej skóry.  Sam rytuał oczyszczenia i nawilżenia jest teraz o niebo przyjemniejszy, głównie przez widoczne rezultaty oraz piękne zapachy, które zachęcają mnie do regularnego stosowania. To na pewno nie koniec mojej przygody z pielęgnacją tej marki, więc mam nadzieję, że z chęcią poznacie moje zdanie o ich produktach. 


Dajcie koniecznie znać w komentarzach, czy miałyście już styczność z kosmetykami Clochee! Stosujecie naturalną pielęgnację, czy jeszcze nie miałyście okazji jej wypróbować? 


POPRZEDNI
NASTĘPNY

No comments :

Post a Comment

Bardzo dziękuję za każdy komentarz! Cieszę się, że masz ochotę ze mną porozmawiać.
Pamiętaj jednak, że każde treści autopromocyjne, czy obraźliwe, będą przeze mnie sukcesywnie usuwane.

DO GÓRY