Moje ulubione kosmetyki do włosów. | Pielęgnacja włosów długich, średnioporowatych i farbowanych.


Moją pielęgnację włosów zapowiadałam Wam już spory czas temu. Z resztą, widać to po zdjęciach - są jeszcze typowo świąteczno-zimowe, a jakby... zastał mnie już luty! Nie dziwi mnie to, jestem ostatnio bardzo w niedoczasie. Rozpoczęłam nową pracę i absorbuje mnie ona doszczętnie.

Obiecałam sobie jednak, że nie zaniedbam bloga na tyle, żeby się tutaj wiecznie kurzyło i postaram się wrócić na dobre tory publikacji. Potrzeba mi tylko trochę samozaparcia i mam nadzieję, że uda mi się wypracować nową rutynę, która pozwoli mi publikować tak, jak marzyłam o tym na początku mojej blogowej drogi.

Wracając jednak do tematu, bo nie chcę Was zanudzać tym co u mnie słychać, wpadam z postem o tematyce lekkiej, pielęgnacyjnej. Zgłębiając temat, który Was żywo interesuje. Chodzi - jak już widzicie po tytule wpisu - o moje włosy. A właściwie o to, co robię, żeby wyglądały tak, jak wyglądają. 

KONKRETNE OCZYSZCZANIE

W kwestii szamponów na co dzień - tutaj tak naprawdę lecę z tym, co przynosi mi szafka z zapasami. Czasami są to jakieś naturalne produkty, czasami totalnie różne kosmetyki dorwane na promocji w Rossmannie, czy innej drogerii. Nie przywiązuję się do szamponów stosowanych na co dzień. Mają po prostu oczyścić moją skórę głowy, zadbać o to, żeby włosy były czyste i tyle. Nic więcej od nich nie wymagam. Aktualnie stosuję szampon restrukturyzujący marki Dolomiti (pisałam o ich kosmetykach tutaj, a tutaj go możecie kupić w Internetach), ale jeśli zapytacie mnie, czy sięgnę po niego ponownie - nie. Wyznaję zasadę, że na takie produkty totalnie codziennego użytku nie ma sensu wydawać zbyt dużych pieniędzy. Wolę inwestować w produkty do zadań specjalnych. 


Takim właśnie oto produktem do zadań specjalnych jest dla mnie pasta oczyszczająca marki Christophe Robin. Najdziwniejszy, najbardziej zaskakujący i najdroższy produkt do włosów, jaki miałam w kategorii oczyszczanie. Wciąż marzy mi się przetestowanie kosmetyku marki Bumble and Bumble o wdzięcznej nazwie Sunday Shampoo. Takie porządne mycie skóry głowy robię właśnie raz w tygodniu i potrzebuję wtedy czegoś, co naprawdę bardzo, bardzo, baaaaardzo mocno oczyści mi tę strefę. Mam dużo włosów, są grube, ciężkie i nie wyobrażam sobie robić inaczej. Wracając jednak do tego, o czym zaczęłam w tym akapicie - mianowicie kosmetyku marki Christophe Robin, Cleansing Volumizing Paste with Pure Rassoul Clay and Rose Extracts. Gwarantuję Wam, że czegoś takiego jeszcze nie używałyście. Jeśli możecie odwiedzić Sephorę i będzie on w asortymencie - koniecznie poproście o próbkę. Jest to ciemna pasta, w której wyraźnie widać czerwoną glinkę. Nie martwcie się jednak, nie barwi ona w żaden sposób ani skóry głowy, ani włosów. Trochę brudzi prysznic/wannę, ale to nic, czego nie da się zmyć strumieniem wody. Wrażenie jest mniej więcej takie, że w opakowaniu wydawać by się mogło, że mamy do czynienia z jakimś piaskiem, który pachnie różami (kiedyś hejtowałam ten zapach, a teraz im jestem starsza, tym bardziej różę doceniam. Ale musi być ładna. A ta jest ładna.). Wystarczy naprawdę odrobinka, nie przesadzajcie z jego ilością, bo naprawdę ładnie i gęsto się pieni. Nabieram mniej więcej ilość trzech ziarenek grochu i wmasowuję w skórę głowy. Ważne jest, żeby potraktować ten kosmetyk, jak peeling skóry głowy, czyli postarać się "wejść" nim między pasma włosów, zaraz u ich nasady. Masujemy tyle czasu, ile tylko Wam starczy sił w rękach i spłukujemy tak, jak każdy inny szampon. Włosy po jego użyciu są odbite u nasady, ładnie trzymają "woljum" przez kilka kolejnych dni i są bardzo świeże. Minusem, naprawdę ogromnym jest jego cena - 175zł, to cena w Sephorze i to całkiem grube pieniądze do zapłacenia za jeden produkt. Da radę go jednak upolować dużo taniej - tutaj. Jest natomiast bardzo wydajny, przez to, że nie powinno się go używać codziennie (nie ma co próbować sobie przesuszyć skóry na własne życzenie) oraz naprawdę niewielka ilość robi gęstą pianę. To moje drugie opakowanie i na nim się nie skończy. Wart jest każdej złotówki! (I obiecuję, że na bank wypróbuję w końcu ten Sunday Shampoo ;) ) 

STYLIZACJA I NAWILŻANIE

Jeszcze kilka miesięcy temu nie byłoby szans, żebym zostawiła moje włosy do wyschnięcia samym sobie. Zawsze używałam do tego suszarki i innej opcji po prostu nie widziałam. 

Odkąd używam produktu marki Bumble and bumble, Don't Blow it, zmieniłam swoje podejście. To krem pielęgnujący, którego nie jestem w stanie porównać do żadnego innego produktu do włosów. Teoretycznie nie ma potrzeby używać potem suszarki, ale jeśli jesteście niecierpliwe - nie ma najmniejszego problemu. Faktem natomiast jest, że jeśli tylko użyjecie tego kosmetyku, zakochacie się w nim bez pamięci. Pięknie pachnie (a to dla mnie bardzo ważne, lubię gdy moje włosy ładnie pachną), szybko się wchłania i jest bardzo wydajny. Niewielka ilość wystarczy by pokryć całe włosy (pamiętajcie by robić to jeszcze na mokro!). Następnie skręcamy wybrane pukle i zostawiamy w spokoju albo suszymy suszarką. Włosy same wysychają i wyglądają po prostu bosko! Zapomniałam już, jak wyglądają moje włosy po prostu po suszeniu. Nigdy nie podobał mi się ten efekt, miałam wrażenie że brzydko się puszą i nie wyglądają najlepiej. A teraz w końcu mogę sobie pozwolić na to, żeby nie "stylizować" ich już dodatkowo. W innym wypadku zawsze leciała w ruch jeszcze prostownica.

ROZCZESYWANIE I SUCHE KOŃCÓWKI 

Nie ma niestety u mnie szans na to, aby włosy zostawić samym sobie i nie rozczesywać ich bezpośrednio po myciu. Jeśli tego nie zrobię, mogę być całkowicie pewna, że zrobią mi się na nich dorodne kołtuny, na które poradzą jedynie nożyczki. Dlatego zanim sięgnę po najgorsze narzędzie, chwytam za Amika, The Wizard - prawdziwego czarodzieja, który zabezpiecza moje włosy przed kołtunieniem i sprawia, że ich rozczesywanie to totalny peace of cake! Mam jednak dla Was małą radę - nie spryskujcie nim bezpośrednio włosów, bo łatwo przesadzić z jego ilością. To produkt typowo olejowy, więc warto najpierw wydobyć odpowiednią ilość na dłoń (u mnie to 2 psiknięcia) i wmasować produkt we włosy.


Długie włosy, tak jak moje, mają też to do siebie, że łatwo uszkodzić je mechanicznie. Czy to przy zapinaniu kurtki, gdy wkręcą się w zamek, czy to przy niechcącym szarpnięciu, czy nawet podczas noszenia ich rozpuszczonych (wtedy potrafią łamać się i ścierać o plecy/ubrania). Trzeba o nie odpowiednio zadbać, a w tym wypadku najlepiej sprawdzi się odpowiednie serum na końcówki. Ja od lat jestem wierna jednemu z marki Amika, Oil Treatment, o którym pisałam już Wam na blogu tutaj.  I mimo że po drodze próbuję inne, to i tak ostatecznie wracam do mojego ulubieńca.  A jak się zastanawiacie, gdzie go dostać, to zapraszam tutaj. 



Wrzucam Wam też zdjęcie, jak wyglądają moje włosy z przodu i z tyłu. Możecie sobie też zobaczyć, jak różny wydaje się być ich odcień w zależności od ilości padającego na nie światła. Są grube, ciężkie, długie i dzięki temu dają się pięknie stylizować. Loki utrzymują mi się kilka dni, a pielęgnacja, o której Wam dzisiaj wspomniałam kompletnie ich nie obciąża i pozwala na przedłużenie trwałości stylizacji. Na bank będą pytania, o to skąd mam tę sukienkę poniżej, więc od razu Wam daję znać, że zamówiłam ją ze sklepu ever-pretty.com. Mówiłam Wam już o tym na moim Instagramie (@alamakotaa) i tam też zalałyście mnie falą pytań. Tak, jestem z niej bardzo zadowolona ;) Wzięłam sobie nawet drugą, bardzo podobną tylko bez rękawków, z ładnym dekoltem. Jest dobrze wykonana, porządna, nic złego się z nią nie dzieje i ma całkiem spoko skład (bardzo dużo bawełny). 


Od jakiegoś czasu stosuję też zabieg laminowania włosów. Wprawdzie nie jestem pierwszą osobą, która na to wpadła, ale pomyślałam sobie, że może macie ochotę poczytać o moich doświadczeniach z tym związanych oraz o tym, jak przygotować się do tego zabiegu tak, aby miał najlepsze skutki. Trochę już go robię i nauczyłam się paru tricków, które ułatwiają mi robotę. Dajcie znać w komentarzach, czy macie ochotę poczytać o laminowaniu (galaretkowaniu) włosów, czy galaretki to tylko konsumujecie ;) 

Dajcie koniecznie znać, czy któryś ze wspomnianych przeze mnie kosmetyków zdarzyło się Wam już używać. Jestem też bardzo ciekawa, czy macie jakieś pielęgnacyjne perełki godne polecenia - czekam na Wasze komentarze! 




POPRZEDNI
NASTĘPNY

No comments :

Post a Comment

Bardzo dziękuję za każdy komentarz! Cieszę się, że masz ochotę ze mną porozmawiać.
Pamiętaj jednak, że każde treści autopromocyjne, czy obraźliwe, będą przeze mnie sukcesywnie usuwane.

DO GÓRY