Golden Rose, LONGSTAY Liquid Matte Lipstick


Dobrze wiecie o tym, że mam problem. Szminkowy problem. Problem, który jest niezwykle przyjemny, ale jednak powoli zaczyna się robić zbyt wielki, ponieważ już nie mam gdzie te wszystkie szminki trzymać. NAPRAWDĘ. A szkoda, bo wszystkie kocham tak samo mocno. 
Matowe pomadki, to mój konik. Kocham, w jaki sposób można sobie łatwo powiększyć usta różnymi odcieniami nude. Uwielbiam idealnie wyrysowane wargi i fakt, że kolor potrafi trzymać się długimi godzinami. Bardzo to lubię i niezwykle satysfakcjonuje mnie moment, w którym kończę nakładać pomadkę i jestem dumna z tego, jak ją nałożyłam. 

O produktach do ust z Golden Rose możesz poczytać też tutaj:
Najlepsze konturówki do ust! 

Longstay Liquid Matte Lipstick, to pomadka, która łączy w sobie właściwości płynnego matu i intensywnego koloru.  Za 5,5ml produktu trzeba zapłacić 19,90zł. Producent twierdzi, że wzbogacona formuła o Witaminę E oraz olej z awokado, sprawia że usta są nawilżone i gładkie. Bujda na resorach. NIE MA JESZCZE NA RYNKU MATOWEJ POMADKI, KTÓRA W OGÓLE NIE WYSUSZYŁABY UST. Jest jedna, która bardzo się do tego wyniku zbliżyła, ale nadal odrobinkę wysusza. Możecie o niej poczytać TUTAJ.  


Aplikator, to miękka gąbeczka, która łatwo daje sobą manipulować i pozwala na przyzwoite wyrysowanie ust. Jednak, jak w przypadku każdej matowej pomadki, radziłabym wcześniej użyć konturówki. W tej sposób będzie Wam znacznie łatwiej uzyskać kształt, który będzie Was w stu procentach satysfakcjonować. Jej wytrzymałość, to jakieś cztery godziny, jeśli nie będziecie nic jeść i pić. Próba jedzeniowa niestety nie jest zdana i wypada średnio. Jednak, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Właśnie dzięki temu, nie ma większych problemów ze zmyciem produktu z ust podczas demakijażu. 

Warto przy okazji wspomnieć, że są wyczuwalne na ustach. Nie nazwałabym ich do końca matowymi. Nie zastygają na sto procent i dają uczucie, jakby były trochę satynowe. Jako posiadaczka wielu, naprawdę wielu matowych pomadek w płynie, jestem w stanie z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że coś je minimalnie różni od ich koleżanek po fachu. I broń Boże, nie jest to na minus. Myślę, że takie maty z domieszką satyny wyglądają naprawdę ciekawie. 


03, to piękny neutralny fiołkoworóżowy. Tak zwany mauve. Dzięki temu, że każdy typ urody może spodziewać się innego wykończenia (u niektórych bardziej różowy, u innych więcej w nim fioletu), nadaje się świetnie do makijażu codziennego, jeśli nie boicie się mocniej zaznaczyć ust. Serdecznie polecam, bo to chyba mój ulubiony kolor z całej serii. 


Numer 04, to odcień, który niezwykle trudno jest oddać na zdjęciach. I tak nie udało mi się uchwycić jego prawdziwej warstwy, ale postanowiłam się w nim pokazać, mimo to. Na żywo jest zdecydowanie bardziej różowy, cieplejszy. Na zdjęciu, jak z resztą możecie zobaczyć, wydaje się być lekko pomarańczowy, z pomidorowym akcentem. No... przykro mi, ale nie dałam rady go oddać na fotce. Musicie go sobie zmacać na żywo.


Odcień 05, to śliwka, która znakomicie spisze się jesienią. Już widzę ją w połączeniu z szarymi, grubymi swetrami. Fajnie będzie wyglądać też u dziewczyn, które na co dzień są nieco chłopczycami, lubią skórzane ramoneski, spodnie motocyklisty i sztyblety. To odzwierciedlenie takiej osobowości w kolorze pomadki! 


Nie muszę chyba się Wam tłumaczyć z tego, że to właśnie 09 jest według mnie najpiękniejszy z całej gamy kolorystycznej. Kocham czerwienie, nieważne jakie są. Ta tutaj jest odrobinę ciepła, ale tak minimalnie. Nie wybiela więc zębów na tyle, co jej koleżanki z niebieskimi tonami. Mimo wszystko, jest intensywna i rzuca się w oczy. A o to chodzi! 


Kolor 10, to jeden z najczęściej kupowanych odcieni. Nie bez powodu. Jest jednym z bardziej kontrowersyjnych i zdaje się, że najmniej pasującym ogółowi. Szarawy odcień może wyglądać trupio na wielu typach urody. U mnie ewidentnie wychodzą na wierz te szare tony i wyglądam w niej, jakby coś mi dolegało. U innych potrafi wyglądać na bardziej fioletową, siną wręcz. Nie podoba mi się, ale spokojnie, przyjdzie jesień i oszaleję na jej punkcie. Boże, jak wiele jest w stanie zmienić pogoda za oknem! 


Kolor 11, to dla mnie dziwak. Niby brzydal, ale w sumie fajny. Takie z niego trochę brązowe błotko, zmieszane z odrobiną złotej, rudawej barwy. Kolor jesiennych liści. Myślę, że nawet trochę mi pasuje. Całkiem ciekawy i odważny kolor. 


Dzisiaj mija kolejny dzień z naszej blogerskiej akcji #LOVEYOURLIPSWEEK!
Wpadajcie poczytać u dziewczyn, o czym mają do powiedzenia dzisiaj!

Macie swoją pomadkę Longstay Liquid Matte Lipstick? Dajcie znać w komentarzach, co o nich sądzicie! 


POPRZEDNI
NASTĘPNY

No comments :

Post a Comment

Bardzo dziękuję za każdy komentarz! Cieszę się, że masz ochotę ze mną porozmawiać.
Pamiętaj jednak, że każde treści autopromocyjne, czy obraźliwe, będą przeze mnie sukcesywnie usuwane.

DO GÓRY