Estee Lauder, Revitalizng Supreme+ Global Anti-Aging Wake Up Balm


Nie jestem ogromną fanką kosmetyków Estee Lauder. Pisałam Wam o tym kilkukrotnie i sporo razy powtórzyłam to w różnych sytuacjach na Instagramie. Nie jestem zadowolona z kremu EE, na który kiedyś napaliłam się kiedyś, jak szczerbaty na suchary. Miał być idealnym zamiennikiem podkładu na co dzień. Czymś co łączy produkt kryjący z pielęgnacyjnym. Co wyszło? 
Nic dobrego, jest dla mnie za ciemny i za tłusty. Lubię, gdy produkty nadają mi rozświetlony, nabłyszczony efekt, ale gdy skóra wygląda na spoconą - wysiadam. 

Nie zachwycam się też serum Advanced Night Repair. Pisałam Wam kiedyś o nim w nowościach i właściwie nie doczekał się recenzji, więc muszę to jeszcze kiedyś nadrobić. Albo jestem za młoda na to serum, albo moja skóra nie reaguje dobrze na jego działanie. Działanie, którego tak naprawdę nie ma. Nie widzę żadnej różnicy, czy go użyję, czy nie - efekt jest taki sam. 

Miałam też na swojej drodze epizod z niewypałem korektorowym Double Wear i kremem pod oczy Revitalizing Supreme Eye Cream. Nie sprawdziły się u mnie oba. Tak samo było też w przypadku podkładu Double Wear. 



Możecie więc sobie wyobrazić moją minę, gdy zobaczyłam nowości pielęgnacyjne z serii Revitalizing Supreme+. Najnowszy krem, to ulepszona formuła serii Revitalizng Supreme. Krem ten bardzo polubiła moja mama, osoba po 45. roku życia. Ja co prawda lubię gęste konsystencje i treściwe kremy, ale miałam nieodparte wrażenie, że jakoś ani z kremem, ani z balsamem się nie polubię. 
Muszę Wam powiedzieć, że kremu dziś nie opiszę. Jeszcze go nie otwierałam i nie sprawdzałam, jak spisuje się włączony do rytuału pielęgnacyjnego. Przetestowałam jednak intensywnie Revitalizing Supreme+ Global Anti-Aging Wake Up Balm /30ml/285zł/, czyli multifunkcyjny balsam rozświetlający do twarzy. Jest to produkt o ciekawej konsystencji. Jest lżejsza niż typowy, gęsty krem - właściwie balsamiczna, aczkolwiek nadal treściwa i dobrze nawilżająca. Opakowanie oczywiście podoba mi się najbardziej. Mimo wrażenia ciężkości, zostało stworzone z lekkiego plastiku, który ułatwia podróżowanie. Produkt został wyposażony w pompkę i dozuje dobrą ilość balsamu. Podczas wieczornej pielęgnacji używam dwie pompki kosmetyku, który dystrybuuję na twarzy oraz szyi i dekolcie. Nie stosuję go w pojedynkę, bo wcześniej oczywiście nakładam na twarz esencję ze śluzem ślimaka, o której mogłyście już poczytać podczas wpisu o koreańskiej pielęgnacji z kosmetykami COSRX.



W jego składzie, prócz rozświetlających perełek odbijających światło, znajduje się kompleks przeciwstarzeniowy oparty na wyciągu z kwiatu morskiej lawendy. Szybko się wchłania i nie pozostawia tłustej, lepiej warstwy. Skóra za to jest automatycznie nawilżona i przyjemnie sprężysta oraz błyszcząca. 


Można go używać zarówno rano, jak i wieczorem. Fajnie spisuje się, jako produkt pod makijaż i nie ukrywam, że namiętnie używam go ostatnio dwa razy dziennie. Ma błyszczące wykończenie i słyszałam już kilkukrotnie, że można go nakładać na szczyty kości policzkowych w celu osiągnięcia efektu rozświetlonej cery. To dla mnie zabieg całkowicie zbędny. Lepiej używać go po prostu, jako pielęgnację, bo jako rozświetlacz się nie sprawdza. 



Dlatego, podsumowując - jestem z niego bardzo zadowolona. Cieszy mnie to tym bardziej, bo to pierwszy produkt od Estee Lauder, który sprawdził mi się w stu procentach i z ręką na sercu mogę go Wam polecić. 

Na koniec, dajcie mi znać, czy miałyście już kiedyś możliwość testować pielęgnacyjne produkty Estee Lauder? Sprawdziły się u Was te kosmetyki?
Czekam na Wasze komentarze! 


POPRZEDNI
NASTĘPNY

No comments :

Post a Comment

Bardzo dziękuję za każdy komentarz! Cieszę się, że masz ochotę ze mną porozmawiać.
Pamiętaj jednak, że każde treści autopromocyjne, czy obraźliwe, będą przeze mnie sukcesywnie usuwane.

DO GÓRY