5 POWODÓW, DLACZEGO NIE WARTO JEŹDZIĆ NA KONFERENCJE DLA BLOGERÓW


Właśnie wróciłam do domu z Blog Conference Poznań. Nawet niespecjalnie chciałam jechać na to wydarzenie, ale ostatecznie namówiła mnie Agnieszka. Dawno razem nigdzie nie wyjeżdżałyśmy i tak sobie pomyślałam, że "EJ, W SUMIE TO SPOKO". Przejrzałyśmy prelegentów, plan, dowiedziałyśmy się, że nie zabulimy za hotel milionów monet, jeśli kupimy go wcześniej niż zazwyczaj, no i pomyślałyśmy, że pewnie będzie spoko. I się czegoś nauczymy. 

Jednak, niektóre rzeczy nie zatrybiły. Wiecie do czego porównałabym BCP? (I generalnie większość konferencji dla blogerów, które mam na swoim koncie) Do maratonu w multipleksie. Myślisz sobie: "Ooo, ten maraton horrorów, to będzie dobry", a potem okazuje się, że pierwszy film to taki ujdzie-ujdzie. Następny przespałaś, na trzecim chciałaś wyjść z kina, ale przekonało Cię tylko to, że premiera jest na samym końcu i w sumie już, i tak zmarnowałaś mnóstwo czasu, więc zostajesz. Oczywiście ten ostatni film okazuje się najlepszy i zaciera ślad psychicznej gangreny, która wdarła Ci się do głowy. Niesmak gdzieś mija.

Mam kilka przemyśleń na temat tego, czego możecie się spodziewać po takich wydarzeniach. Oto one:

W kółko to samo ("do usranej śmierci") 

Nawet sobie nie zdajecie sprawy, jak prelegenci (znani blogerzy) potrafią powtarzać w nieskończoność te same pieprzone banały. Bądźcie regularne! To powtarzane jest niczym mantra. No... WIEMY. Wiemy, mówił to już Kominek i żadna z tego nowość. Tego samego dowiecie się na przykład z mojego posta Najlepsze rady dla blogera. Mam wrażenie, że są ciekawsze, a to nie ja siedziałam po drugiej stronie sali.

I żeby oni chociaż używali innych słów... Nie! Możecie się spodziewać tych samych prezentacji. W kółko. Jak już byliście na jednej konferencji i trafiliście na wykład pana X, to liczcie się z tym, że przeżyjecie w końcu to Deżawu rodem z piosenki Beyonce. Nie wydaje się Wam, że już to kiedyś słyszeliście? Nie, bo po prostu - słyszycie to kolejny raz. 

Nie wiem, czy to efekt lenistwa, czy może twórcy nie zdają sobie sprawy z tego, że ich publiczność często się pojawia na tego typu akcjach. Osobiście nie szanuję pod tym względem Łukasza Jakóbiaka. Wizualizacja była dla mnie definicją trudnego, angielskiego słowa "cringe", ale gdy 4 lata temu pierwszy raz wybrałam się na jego wykład, byłam zachwycona. Dwa lata później byłam na kolejnym i liczyłam na coś ekstra. Dostałam powtórkę. Nie to, żebym nie lubiła powtórek. Kevin sam w domu jest super, mogę oglądać w nieskończoność Harrego Pottera i urozmaicać to bajkami Pixara, no ale - historia życia Łukasza jest zabawna tylko raz. Zaoszczędzę Wam zmarnowanego na niego czasu na takich konferencjach - obejrzyjcie sobie jego wystąpienie na YouTubie, kanał TEDx. To samo usłyszelibyście na konfie.

I ten problem niestety dotyczy wielu "znanych". Pewnie nie chce im się przygotowywać do każdego wystąpienia indywidualnie. I ja to rozumiem. Dodatkowa praca, zmarnowany w Internetach czas, analizowanie rzeczywistości - a nie zawsze mogą oni liczyć na kasę za kilkanaście minut spędzonych przy mikrofonie. Ok, ale... Dla mnie mija się to z celem. Nie dowiaduję się niczego nowego - i ok, często mogą się na takich spotkaniach pojawiać nowe osoby, które wcześniej nie słyszały tych banałów. Ale większość z nas, którzy szukają inspiracji i kopniaka do działania, nie bloguje od wczoraj i takich wydarzeń ma już kilka na koncie. Zwyczajnie mnie to do tych ludzi zraża. I nie tylko mnie. 

Jesteście ch***wi

Jeden bloger na tegorocznym BCP strzelił sobie w stopę (czy w kolano?). Temat, który poruszał był ważny i myślę, że gdyby zaczął go inaczej, spotkałby się z lepszym odzewem. Jednak, już na wstępie jego ton brzmiał mniej więcej, jak słowa nagłówka. Ogólnie wiecie co? Powinniśmy się cieszyć, że agencja się do nas odezwała! I jak najszybciej jej odpisać, dosłownie w kilka minut. Najlepiej, żeby od razu były to wszystkie statystyki, wszystkie dane, jakie posiadamy i wstępny plan projektu. Macie swoje życie? CO Z TEGO! AGENCJA SIĘ ODEZWAŁA! Rzucamy wszystko w kąt i ODPISUJEMY!
Ok, rozumiem że w takich sprawach należy działać sprawnie, szybko, ale nie popadajmy w jakieś szaleństwo. Wszędzie uczy się nas, żeby:
>zawsze odpisywać jak najszybciej, bo przecież nikt nie będzie na nas czekać osiem lat
>być miłym i najlepiej w ogóle nie próbować nic sugerować - agencja wie lepiej, jaki jest mój czytelnik
>szanować agencję i zawsze odpisywać, nawet jak nie jesteśmy zainteresowani.

Wiecie co? Wkurza mnie to. Wkurza i frustruje. bo gdy ja robię wszystko, żeby współpracowało się ze mną super, często druga strona nie wysila się nawet na to, że  gdy miesiąc wcześniej ktoś zawracał mi cztery litery tym, abym poświęciła czas na wycenę i inne pierdoły, nikt nie odezwie się i nie powie głupiego: "Pani Alu, no niestety, skończyły się nam hajsy i w sumie, to się nam Pani nie podoba, więc nie będzie żadnej współpracy". I wiecie co? Tak, byłoby mi przykro, ale:
> nie czułabym się olana
> nie czekałabym w nieskończoność zastanawiając się, czy to coś ze mną nie tak, czy to klient zmienił zdanie i nic nie będzie
> czułabym, że osoba po drugiej stronie mnie szanuje, tak jak JA SZANUJĘ JĄ POŚWIĘCAJĄC JEJ WCZEŚNIEJ MÓJ CZAS.

Nas uczą jak rozmawiać z agencjami, jakby co najmniej był to upust boży, ale nie oszukujmy się. Nie my, to inni. I nie oni, to inni. Umowa obowiązuje obie strony. Nie bez powodu temat ten oburzył pół sali i blogerzy wspólnie twierdzą, że olewka pojawia się zbyt często. Zwłaszcza w kwestii płatności. 

Jeden rabin powie tak, a drugi nie...

Wszyscy sobie zaprzeczają. Naprawdę! Na jednej prelekcji dowiedziałyśmy się, że wcale nie jest istotne dla marek i dla agencji to, czy rozliczacie się na podstawie faktury, czy umowy o dzieło. Na innym warsztacie okazało się, że jeśli agencja ma do wyboru jedno lub drugie, to wybierze fakturę. 
Jedni mówią, że statystyki kompletnie się nie liczą, że liczba unikalnych użytkowników, to mit i wcale niczego nie daje. Drudzy twierdzą, że tylko rozpoznawalni ludzie są w stanie coś osiągnąć, więc w pierwszy mailu piszcie koniecznie swoje wszystkie zasięgi, żeby marki wiedziały, kogo mają przed sobą. I tak w koło. Wiadomo, można ufać bardziej komuś, kto na co dzień pracuje w agencji i zmaga się z tym w swoim fachu, ale jednak... nie lubię słuchać dyrdymałów, że mityczne UU nie jest ważne, podczas gdy okazuje się, że to bujda na resorach - każda agencja wymaga ode mnie screena, czego się da. No, ale wiecie - to wcale nie jest ważne... 

3 x NIE - ale my tak robimy

To jedna z zabawniejszych rzeczy, jakie mogłam usłyszeć. Nie róbcie treści durnych, klikalnych. Nie chciejcie, żeby lajki sypały się, jak szalone. To bez sensu. Wróżka-lajkuszka (Janina-daily wymyśliła genialną nazwę! <3), to coś co nie powinno Was interesować.

TYLKO SZTUKA.
TYLKO WARTOŚCIOWE TREŚCI.
TYLKO WAŻNE TEMATY.

Wiecie co? I mówiły to osoby, które na swoich blogach, czy fanpage'ach stosują co najmniej jedną z taktyk:
clickbaity - czyli tytuły celowo wprowadzające czytelnika w błąd,
memy - czyli mój ulubiony gatunek sztuki współczesnej,
dialogi - niby z prawdziwego życia, ale jednak stał za tym bajkopisarz,
emocje - często chamskie, kontrowersyjne treści, które są na czasie.

Rośnie nam konkurencja 

Wyobraźcie sobie, że osiągnęliście sukces. Powiecie komuś za darmo, w jaki sposób? Chcielibyście mieć większa konkurencję? Może ktoś będzie robił coś lepiej od Was? A może po prostu za konkretną i merytoryczną wiedzę, trzeba zapłacić?

No cóż. Dla mnie wartościowe okazały się tylko 4 z prelekcji. No, może pięć.
Janina daily, czyli osoba, która rozbawiła mnie do łez, a przy okazji powiedziała coś mądrego. prawiekonkrety od StyleDigger, do której rad na temat wypuszczania swojego produktu mam zamiar się zastosować. Charyzmatyczny Bartek Popiel, który mówił najmądrzej. JasonHunt, który dał mi do zrozumienia, że to, że komuś sprawdza się jakiś sposób na "sławnego bloga" wcale nie znaczy, że to samo zadziała u mnie oraz Tucholski, który niesamowicie mnie zaskoczył. W kilka minut poczułam się bardziej nakręcona, niż przez całe dwa dni zajęć. I wiecie co? Podobno czasami warto zrobić kilka kroków do tyłu, wrócić do tego co działało i zrobić to jeszcze lepsze. Po prostu trzeba działać, a nie trzymać kciuki.

Wracam jednak bogatsza o kopa w tyłek. Dotarło do mnie, że nie ma na co czekać. Ludzie ze statystykami podobnymi do moich zaczynali wtedy konkretne działania. Zatem jeszcze w tym roku ruszam z newsletterem, bezpłatnymi wskazówkami, które będą wstępem do czegoś większego - mojego kursu online. To znaczy, taki mam plan. I będę działać. Najwyżej nie wyjdzie. A jak nie wyjdzie, to spróbuje zrobić to inaczej, naprawić i jeszcze raz, i jeszcze raz. Bo po prostu, zamiast się zastanawiać, jak by to było i co muszę zrobić - trzeba zacząć to robić.


No i bardzo się cieszę, że mogłam w końcu poznać moje dziewczyny z naszych autorskich akcji wspólnych wpisów blogerskich, organizowanych z aGwer, które tak chętnie czytacie. Minimalniee, A piece of Ally, SIMPLISTIC oraz Paulinablog są super! No i Hola Paola też! Nie czuję, żebym zmarnowała weekend, bo oprócz cudownie spędzonego czasu towarzysko - otworzyły mi się oczy na parę spraw. I to tyle.

Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam! I chciałabym się dowiedzieć, czy macie podobne wrażenia po konferencjach dla blogerów. Czekam na Wasze opinie w komentarzach!

POPRZEDNI
NASTĘPNY

No comments :

Post a Comment

Bardzo dziękuję za każdy komentarz! Cieszę się, że masz ochotę ze mną porozmawiać.
Pamiętaj jednak, że każde treści autopromocyjne, czy obraźliwe, będą przeze mnie sukcesywnie usuwane.

DO GÓRY