Dlaczego nienawidzę Instagrama


Myślę, że tylko ślepy by nie zauważył, że coś ostatnio jest ze mną nie tak. Nie postuję tak często, jak dotychczas, nie wrzucam zdjęć na Instagram osiem razy dziennie, nie spamuję Was na Stories. Coś we mnie niedawno pękło i zdałam sobie sprawę, że nie mam już do tego takiego serca, jak kiedyś. Moja miłość do tworzenia zdjęć jakoś tak... podupadła. Być może to stagnacja, być może stanie z boku i obserwowanie, jak innym to wychodzi lepiej (uczciwie, czy nie - nieważne). Z aktywnego użytkownika tej platformy, stałam się cichym obserwatorem. Podglądaczem innych. 
Przestałam wchodzić w interakcje, przestałam komentować, lajkować, rozmawiać. Zostało samo scrollowanie i przeglądanie Stories, przesuwając w lewo, bo nawet te 10 sekund potrafiło mnie zanudzić na śmierć. 

Jestem pewna, że nie ja jedna poczułam presję posiadania idealnego życia. Wyjętego z obrazka. 
Ale wiecie co? Ono wcale takie nie jest. Nie jem dziennie 5 porcji owoców, budzę się zaspana i zmęczona, a moje mieszkanie nie jest przestronnym loftem w stylu nowojorskim. Nie ma nic wspólnego z tym co widzę na Instagramie. Idealnie ułożony flatlay za flatlayem. Piękne, zgrabne kobiety w sukienkach, które świetnie na nich leżą. Białe ściany, dodatki rose gold, wielkie okna, mnóstwo naturalnego światła 24h, kawa z bitą śmietaną, która nie tuczy i kultowe już, mrożone owoce. #domgoals #związekgoals #życiegoals 

Tylko, że...

RZECZYWISTOŚĆ NIE POSIADA ŻADNEGO FILTRA


I tak się odkochałam. Cała miłość, jaką miałam do tego miejsca, odeszła w niepamięć. 


#WYKRESYgoals

Nic tylko coraz więcej obserwatorów. Nie liczy się naprawdę nic więcej. Kompletnie. Tylko, żeby te cyferki skakały do góry, żeby można było się nimi pochwalić. Przecież jesteśmy takie AUTENTYCZNE.
Koleżanki po fachu potrafią kłamać prosto w oczy, że nigdy nie kupiły nawet grama obserwatorów z Rosji (teraz modna jest Rosja moje drogie, Turcja już jest passé).

Rozumiem też ideę robienia konkursów. W końcu są one po to, aby obie strony były zadowolone i miały z tego powodu jakiś profit. Blogerka wydaje hajs na nagrodę, więc oczekuje zwiększenia zasięgów. Obserwator daje swoją uwagę, więc liczy na nagrodę. Wszyscy rozumiemy zasady tej transakcji i nikomu nie trzeba tłumaczyć, że nie ma w tym nic złego. Unless... No właśnie, a co jeśli konkurs pojawia się praktycznie co chwilę? Ledwo skończy się jeden, a już zaczyna się następny. I tak w kółko... Nie rozumiem tej pogoni za cyferkami, które tak naprawdę o niczym nie świadczą. Bo po co komuś te sztucznie nabite statystyki, skoro bez konkursu nie jest w stanie normalnie funkcjonować? Skoro każdą nową "zabawą w wygrywanie" tak naprawdę podciąga sobie wykresiki, które leżą i kwiczą bez gwarancji nagrody za aktywność. No nie wiem, może jestem głupia, ale mnie na takich odbiorcach nie zależy.
To samo tyczy się loopów, na temat których wypowiadałam się już jakiś czas temu na Instagramie. Nie zamierzam wspierać osób, które działają w ten sposób i regularnie, czasami nawet z bólem serca, odobserwowuję konta dziewczyn, które mimo tworzenia ładnych treści, postanowiły zrobić skok na cyferki. 
To ja już wolę mieć mniej, ale nie wyskakiwać nikomu z serka w lodówce i nie oszukiwać marek, z którymi współpracuję, że ci wszyscy ludzie nie obserwują mnie, bo myślą, że wygrają iPhone'a, czy wycieczkę na Malediwy, na którą zrzuciłyśmy się "wraz z zaprzyjaźnionymi blogerkami"...

#FEEDgoals

Spójne profile były modne dwa lata temu. Wtedy każdy powtarzał, że musimy robić wszystko, żeby nasze konto krzyczało "ZAOBSERWUJ MNIE!" zaraz po tym, jak ktoś do nas zajrzy. W międzyczasie zmienił się algorytm, moda, preferencje i przede wszystkim ludzie. Nikogo już nie obchodzą spójne feedy. Owszem, fajnie, jak jest jakiś wspólny element, który można nazwać własnym stylem. Może to być jakiś kod kolorystyczny, któremu się na ten moment przychylacie, czy podobne kadry. Teraz jednak liczy się konkretna fotka, która może wygenerować ruch, która sprawi, że więcej ludzi zerknie na nasze zdjęcie w dziale Eksploracji i z przyjemnością zostawi po sobie ślad (który będzie czymś więcej, niż tylko botem). Jednak, klikanie w profil i scrollowanie wśród starych zdjęć, a co więcej - zostawianie pod nimi śladu po sobie, jest bardzo, ale to bardzo rzadkim zachowaniem. Same pomyślcie, jak często zdarza się Wam dostawać serduszka pod zdjęciami, które już trochę się zestarzały i znajdują się poza pierwszymi rzędami fotek na Waszym koncie. No właśnie. 

Zmęczyło mnie jednak to, że przestałam widzieć odrębność na Insta. Wiecznie zdjęcia kawy, pankejków, mrożonych owoców, mieszkań w stylu skandynawskim. Oczywiście, są konta, które potrafią w jakiś magiczny sposób zaczarować mi 10 kawę, którą u nich widzę. Jednak, z czasem zaczyna mi się to nudzić, tak samo, jak wieczór ze słodyczami. Po prostu kiedyś to się człowiekowi w końcu przeżre i już nie może patrzeć na to, że brak tutaj jakiegokolwiek progresu, jakiegoś rozwoju, jakiejś inwencji twórczej, kreatywności. Wszystko na jedno kopyto. Bardzo ładne kopyto, ale wciąż takie samo. 

#LIKEgoals

Czasami mam wrażenie, że Instagram, to powrót do szkoły. Algorytm, to taki cichy sprawca podbijania popularności już i tak popularnych dzieciaków, które robią furorę w szkole i są swojego rodzaju gwiazdami. Wygrały życie. To też cichy oprawca tych mniej popularnych, które nie są zauważane przez jego radar. To te dzieciaki, które mogłyby kompletnie nie istnieć, bo nieszczególnie ktokolwiek zwraca na nie uwagę. 
Nie mówię, że to fair, czy niefair. Nie mnie to oceniać - część gwiazdeczek jest dla mnie kompletnie bezwartościowa i ich nie wspieram moim "śledzeniem". Część zasługuje na miejsce, w którym się znajduje. To samo jednak jest po drugiej stronie. Ci, którzy siedzą w kącie i nie słyszą o nich tłumy, często są wartościowymi osobami, które naprawdę zasługują na większe zasięgi. A część... no cóż, niekoniecznie. 

Statystyki stały się jakiś czas temu moją obsesją i nie powiem, byłam zdruzgotana, że ilość serduszek nie rośnie, że obserwacje maleją zamiast wzrastać. Podczas, gdy konta koleżanek rosły i rosły. Ja sobie stałam z boku i tylko na to patrzyłam. Nie uczestnicząc w zabawie. Tłumacząc wszystkim, że nie w tym rzecz, że przecież nie chodzi o to, aby mieć milionowe zasięgi, czy mnóstwo serduszek. 
No, ale właśnie... czy nie robimy tego po to, żeby ktoś to lubił? Żeby się komuś podobać? Żeby patrzył na nasze zdjęcie i czuł coś pozytywnego? Potrzeba przynależności w klasie w podstawówce, zmieniła się w coś znacznie większego, co nie pomieści się w sali na 20 krzesełek. 

#LIFEgoals

Zastanawiałam się długo, skąd niektórzy biorą pomysły na zdjęcia, na fajne miejscówki, ten czas i kasę. Na produkty, na dodatki, na wyjazdy. Dlaczego inni prowadzą ciekawe życie, a moje w porównaniu do innych jest takie... nudne. 
I zdałam sobie sprawę, że po prostu nie doceniam tego, co mam. Jest mnóstwo ludzi, którzy daliby się pochlastać za kilka okazji, które miałam w życiu, które sprawiły, że mam teraz co opowiadać. Ale to było dla mnie wciąż za mało i zbyt nieciekawie. 
Blogowanie pochłania całe mnóstwo czasu - jeśli oczywiście chcecie robić to z sercem i dbacie o jakość. Fotki, to nie jest 5 minut. Tekst to nie jest kolejne 10. Czasami spędzam kilka dni nad tekstem, zanim w ogóle stwierdzę, że jest gotów do puszczenia w świat - tak, jak jest teraz. Tylko wiecie, gdy pracujecie nad czymś kilkanaście nawet dni, tworzycie unikatowe treści, a one i tak trafiają do małego grona odbiorców, to... where's the sense in that? (tak zaśpiewałaby moja ukochana Dido, którą nucę właśnie starając się nie robić błędów ortograficznych). 

Dlatego nawet nie wiecie, jak cieszył mnie ten ogromny, jak dla mnie, odzew pod wpisem o radach po szkoleniu z Insta. To dzięki Waszym udostępnieniom na Instagramie mogłam cieszyć się takim zasięgiem wpisu. Bez Was nie byłoby tak dobrze i bardzo Wam za to dziękuję <3 

Tęskno mi za blogosferą, która wzajemnie się polecała, bez łypania na siebie spod byka. Nie wiem, co się stało z tymi czasami.

#STORIESgoals 

Obiecywałam Wam wpis o tym, czego nie robić na Instagramie i macie, jak w banku, że taki się pojawi. Właściwie za chwilę zasiadam do tego, żeby stworzyć jakiś poglądowy brief tego postu. Jednak w temacie dzisiejszego nadmienię pewien problem, przez który Insta wkurza mnie, jak cholera. 
Są takie style, na które decydują się niektóre dziewczyny. Widzę, że tworzą w taki sposób od samego początku. I podoba mi się to. Nie mam na myśli jednego-konkretnego. Możecie sobie wybrać całe mnóstwo: same białe ramki, same stare zdjęcia, podobne styl opisów, czy motywy. I powiedzcie mi, dlaczego tak wiele z nas decyduje się kopiować to, co ktoś już wypracował.Rozumiem, że coś może  wpaść w oko, ale żeby zaraz tworzyć takie same treści? To słabe. Strzelacie sobie w kolano. Po pierwsze, odbiorca wrzuca Was do jednego wora z kimś, kogo z tego stylu już kojarzy, a po drugie - nie dajecie się w żaden sposób zapamiętać. Jesteście kolejne, któreś tam "takie same".

Właśnie dlatego nienawidzę Instagrama. Odkochałam się w nim i teraz traktuję go inaczej, niż dawniej. Jeśli jesteście w tym samym miejscu, co ja, nie sprzedam Wam niestety żadnej złotej rady, dzięki której świat znów zacznie być kolorowy. Nie wiem jeszcze co z tym fantem zrobię. Muszę sobie wszystko zaplanować, bo tak działa mi się najproduktywniej. Bez konkretnego planu działania moje życie zawsze się wykrzacza, więc potrzebuję zrobić sobie solidny koncept tego, jak chcę działać w sieci. Wiem natomiast, że przestaję już gonić. Muszę znaleźć tę iskierkę, która kiedyś sprawiła, że mi się po prostu chciało. Chcę robić to, co czuję. Gdy mam rzeczywiście coś do powiedzenia. Przestałam wrzucać Stories, gdy nie mam nic do powiedzenia. Przestałam komentować, gdy nie mam na to ochoty. Przestałam dodawać codziennie zdjęcia , bo ktoś kiedyś powiedział, że muszę. 

Wcale nie muszę.



POPRZEDNI
NASTĘPNY

No comments :

Post a Comment

Bardzo dziękuję za każdy komentarz! Cieszę się, że masz ochotę ze mną porozmawiać.
Pamiętaj jednak, że każde treści autopromocyjne, czy obraźliwe, będą przeze mnie sukcesywnie usuwane.

DO GÓRY