Makeup Menu: ORANGE SODA


Oj, dawno mnie tutaj nie było, prawda? Nie pytajcie nawet dlaczego. Opowiem "swoją historię" za jakiś czas. Na ten moment muszę jednak potrzymać Was w niepewności. Mam jednak cichą nadzieję, że wszystko jest powoli na dobrej drodze i już niedługo będzie mnie tutaj coraz więcej. Mocno w to wierzę. 

Dlatego postanowiłam wpaść na bloga z czymś, co będzie lekkie i przyjemne. Sezon wakacyjny powoli dobiega końca i powiem Wam szczere, że chyba nic mnie nie cieszy bardziej. Nie przepadam za latem, więc z całą przyjemnością macham mu na do widzenia. Temperatury spadają, a ja dopiero teraz mam okazję pobawić się wyraźnymi kolorami. W końcu makijaż przetrwa teraz dłużej, niż podczas 30-stopniowych upałów, nie oszukujmy się. 

Dawno nie wrzucałam nic w kontekście mojej ulubionej serii na blogu, czyli Makeup Menu. Uwielbiałam te moje semi-zabawy makijażem i zapomniałam, jak wiele przyjemności sprawia mi po prostu machanie pędzelkiem. 
Do tego niezwykle soczystego i wyrazistego mejkapu użyłam paletki Affect. Pokazywałam Wam jakiś czas temu kosmetyki tej marki w akcji - o tutaj. Jednak tym razem chciałam postawić na coś totalnie szalonego i  cień z paletki Affect, Evening Mood o numerku EV-007, okazał się być moim agentem do zadań specjalnych.  Tak naprawdę zrobił całą robotę. Pozwolił się pięknie rozblendować, tworząc wystarczającą chmurkę koloru, dał się też dołożyć w strategiczne miejsca na powiece ruchomej i przepięknie połączył się z rozświetlającym pudrem, którego użyłam w wewnętrznym kąciku oraz na środek powieki. Rzęsy wytuszowałam sporą ilością maskary Eyeko Lengthening Skinny Brush Mascara, która wydłuża rzęsy do granic możliwości. Jest trochę upierdliwa, ale ja preferuję raczej naturalny efekt na oku, także sprawdza się w tej kwestii całkiem ok. 

Do makijażu twarzy uznałam, że najlepiej sprawdzi się lekka, świetlista cera, naturalny róż i tona rozświetlacza. Dlatego nie żałowałam sobie tego ostatniego. Wychodzę z założenia, że nie istnieje określenie "za dużo rozświetlacza". Po prostu nie i koniec. Wiem, że jestem okropna pokazując Wam wciąż ten, który jest wszędzie wyprzedany. Mowa bowiem o odcieniu Wave z kolekcji Denude Nabla Cosmetics (jak chcecie zobaczyć całą kolekszyn w akcji - zapraszam). Mój dodatkowy protip, którym się z Wami dziś podzielę, to... spędzajcie więcej czasu nad aplikacją rozświetlacza. Im bardziej wpracujecie go pędzlem w skórę, tym lepiej będzie wyglądać i mocniej będzie błyszczeć. Sprawdzone info ;) Mam jednak cichą nadzieję, że Nabla przemyśli sprawę i wypuści ten rozświetlacz permanentnie. Nie ukrywam, że jest to mój ulubiony rozświetlacz i mocniejszego w życiu nie miałam, a mam ich całkiem sporo. Jestem totalnym świrem. 


Uznałam, że makijaż będzie nieskończony, jeśli nie użyję naturalnego różu do policzków. Czegoś, co nada mi prawdziwego rumieńca, ale nie będzie wybijać się na pierwszy plan.  A w tej kwestii najlepiej sprawdza mi się za każdym razem NARS Bumpy Ride, do którego zakupu gorąco Was zachęcam. Uważam bowiem, że potrzebuje go w życiu każda z nas i nie słucham Waszych wymówek. Naprawdę wiele tracicie, jeśli jeszcze nie macie go w swojej kolekcji. 


Jedynymi kosmetykami, których nie znałam do tej pory, a byłam ich straszliwie ciekawa, był podkład oraz kredka w cielistym odcieniu marki Deborah. To że jestem fanką tej firmy już wiecie. Nie bez powodu mam już nie-wiem-które opakowanie podkładu Extra Mat Perfection.  Z przyjemnością sięgnęłam po coś nowego, podkład z serii Formula Pura, który nada się idealnie dla cer suchych. Daje bowiem delikatne, rozświetlone i nawilżone wykończenie, ale nie wyświeca się przesadnie. Całkiem w porządku kryje i powiem szczerze, że widzę w nim tylko jedną wadę - kolor. 02 Beige jest dla mnie trochę za ciemny i zbyt żółty. Będę musiała spróbować o ton jaśniejszego. Nie mam jednak nic do zarzucenia kredce 2 in 1 Gel Kajal&Eyeliner Waterproof w kolorze 06. Jestem zakochana! Daje ona bardzo przyjemne, matowe wykończenie, które nie tylko powiększa optycznie oko, ale przede wszystkim nie zwraca na siebie uwagi. A to jest dla mnie najważniejsze! Poza tym, całkiem nieźle się trzyma. I mówi to posiadaczka wiecznie łzawiących oczu. 


I na koniec usta - nie mogłam wybrać tutaj nic innego, jak ukochany błyszczyk z serii Ultra Shine Lip Gel w kolorze Fun Flamingo. Pisałam Wam o nim jakiś czas temu w moim niezbędniku produktów do ust z Sephory. Tak, nałożyłam tutaj chyba pół buteleczki, ale kto by się przejmował! Jeśli te fotki Was do niego nie przekonują, to ja już nie wiem! Daje przepiękne, mokre wykończenie, a ja jestem ogromną fanką takiej tafli. Nie radzę tylko rozpuszczać włosów - sama siebie strollowałam i walczyłam potem z przyklejonymi pasmami do policzków. 


Dajcie mi koniecznie znać, czy lubicie się malować w takie odważne, mocne kolory! No i jestem ciekawa, czy tak, jak ja, nie znacie pojęcia "za dużo rozświetlacza" ;)
Czekam na Wasze komentarze! 

POPRZEDNI
NASTĘPNY

No comments :

Post a Comment

Bardzo dziękuję za każdy komentarz! Cieszę się, że masz ochotę ze mną porozmawiać.
Pamiętaj jednak, że każde treści autopromocyjne, czy obraźliwe, będą przeze mnie sukcesywnie usuwane.

DO GÓRY