Shiseido, Eudermine


Cześć!
Jeśli czytacie ten wpis, to właśnie okazało się, że Blogger postanowił się nade mną zlitować! Nie wierzę w to, ale dopadł mnie jakiś totalny pech i niestety, ale wyszła straszna chała z mojego publikowania przez cały tydzień #winterweek. Zaczęło się od tego, że po prostu zniknął mi mój wpis o tym, jaką wishlistę chciałabym w tym roku zrealizować na święta. Tak po prostu, ot tak, zniknął nie wiedzieć czemu. Potem było już tylko gorzej. Blogger nie dodawał mi żadnego wpisu, mimo próbowania naprawdę na wiele sposobów. Ostatecznie, zaczynam się coraz bardziej zastanawiać nad przejściem na wordpressa. Ale już dość stękania, ważne że wszystko już "działa". Przechodzimy do wpisu!

Ostatnio mocno zainteresowałam się metodami pielęgnacji, które są stosowane przez Koreanki. Azjatycki rytuał piękna bardzo mi odpowiada i w związku z tym, postanowiłam mocno zadbać o swoją cerę, która - nie oszukujmy się - młodsza już nie będzie. Widzę, że pojawiają się u mnie zmarszczki mimiczne, głównie te, które sygnalizują światu, że lubię się uśmiechać. No, ale wolałabym ich uniknąć, dlatego robię teraz co mogę, żeby tylko pozbyć się nieestetycznych linii. 

Dzisiaj opowiem Wam o Euderminie od Shiseido oraz o wpływie dodatkowego kroku w pielęgnacji.

Poczytajcie też o innych kosmetykach Shiseido
> o zapachu Ever Bloom EDT
> o najnowszym serum do twarzy i kremie pod oczy Bio-Performance LiftDynamic
oraz o azjatyckich maseczkach Elizavecca


Eudermina, to pierwszy produkt stworzony przez Shiseido. Ma już ponad 100 lat! Przez producenta nazywany jest tonikiem. Dla mnie jednak, to po prostu emulsja pielęgnacyjna, która doskonale się wchłania. Za 125ml tego produktu trzeba zapłacić 185zł.

Szklana butelka w szkarłatnym kolorze zamykana jest koreczkiem, który na myśl przywodzi drogocenne rubiny w biżuterii. Jej kształt i etykieta, zachowane zostały w zgodzie z duchem kultury azjatyckiej. Jest prosto, wyrafinowanie i wysoce estetycznie. Esencji tej można również używać na dowolne partie ciała, również jako zapach. Relaksuje on bowiem wonią piwonii zroszonych deszczem. Nie utrzymuje się jednak tak długo, jak klasyczne perfumy. 

Nie radzę nakładać jej najpierw na wacik. Dla mnie mija się to z celem. Niepotrzebnie tracimy produkt. Osobiście wylewam kilka kropel tego produktu na dłonie, rozcieram go między nimi i wmasowuję w skórę twarzy oraz dekolt. Robię to jednak zaraz po oczyszczeniu twarzy (nie wycieram twarzy ręcznikiem). Ten dodatkowy krok w pielęgnacji ostatnio wiele u mnie zmienił. Widzę różnicę w poziomie nawodnienia mojej skóry, która choć nadal jest jeszcze przesuszona, to nie jest to taki dramat, jaki przeżywałam w niedalekiej przeszłości. I chyba znalazłam wreszcie receptę na udaną pielęgnację. 

A Wy? Używacie toniku/esencji?

POPRZEDNI
NASTĘPNY

No comments :

Post a Comment

Bardzo dziękuję za każdy komentarz! Cieszę się, że masz ochotę ze mną porozmawiać.
Pamiętaj jednak, że każde treści autopromocyjne, czy obraźliwe, będą przeze mnie sukcesywnie usuwane.

DO GÓRY