Moi nocni pomocnicy, czyli ulubiona pielęgnacja || Kiehl's, Shiseido, Mario Badescu



Moja wieczorna rutyna, to nie zawsze skupianie się na "zwykłym" nawilżeniu. Im jestem starsza i im bardziej zmienia się moje podejście do życia, tym większą uwagę zwracam na fakt, że jeśli nie zadbam o cerę teraz, to mogę się obudzić z ręką w nocniku. A tego bym bardzo nie chciała. 

Wiecie doskonale, bo już nie raz mówiłam na ten temat, że mam cerę mieszaną, ale wiecznie odwodnioną. Moja skóra pije każdą dodatkową porcję nawilżenia, jak gąbka, więc aby spłycić zmarszczki mimiczne, które już zaczynają mi się pojawiać, staram się ją nawilżać podwójnie mocno w porach wieczornych. 

Nie miewam większych problemów skórnych. Moje największe to przesuszenie i od czasu do czasu, hormonalne zmiany na twarzy w okolicach okresu. Nie oszukujmy się jednak, najwięcej tutaj do powiedzenia ma u mnie nadal sposób życia, dieta i wciąż nieuregulowane sprawy w Centralnym Urzędzie Hormonalnym. Gdy się już jednak przytrafi jakiś nieprzyjemny gagatek, walczę z nim dwoma krokami. Pierwszym z nich jest Mario Badescu, Drying Lotion, o którym już Wam kiedyś pisałam na blogu tutaj.  To punktowy produkt, który ma niszczyć pryszcz, gdy ten jeszcze do końca nie pojawił się na powierzchni skóry. Działa, ale zdecydowanie szybciej potrafi uporać się z małymi zmianami. Te większe zajmują mu więcej czasu. Nie zmienia to jednak faktu, że rzeczywiście wycisza je dużo szybciej, niż gdybym pozostawiła je same sobie. 

Gdy na twarzy wyskakuje mi pryszcz, atakuję go jeszcze jednym kosmetykiem. Co prawda, w trakcie hormonalnych zmian, moja cera ogólnie wymaga współczucia i pomocy z zewnątrz, więc nocna kuracja Kiehl's Midnight Recovery Concentrate, to strzał w dziesiątkę. Nie przeszkadza mi jego zapach, choć wiem, że są osoby, które nie przepadają za wonią lawendy. Ja jednak nie narzekam. Skóra po użyciu zawsze dziękuje mi porannym błyskiem wypoczęcia. 

W normalnych dniach miesiąca, gdy moja cera po prostu jest sucha, co kilka dni stosuję Kiehls Over-Night Biological Peel, który znajdziecie w serii dermatologicznej tej marki. To skuteczny produkt, który przez noc sprawia, że cera rano jest wypoczęta, jednolita i bardziej błyszcząca. Pozbywa się przesuszeń, które likwiduje w delikatny sposób i mimo że jest tak naprawdę czymś na zasadzie serum złuszczającego. I rzeczywiście, jest to kosmetyk, który działa na tyle mocno, że widzę różnicę, ale też na tyle delikatnie, że nie przesusza mojej skóry jeszcze bardziej - wręcz przeciwnie! 


Ostatnim krokiem jest oczywiście krem pod oczy. W tej kwestii wierna jestem moim dwóm ideałom, które kocham bez dwóch zdań i choć wciąż mam ochotę wypróbować krem pod oczy od Bobbi Brown, tak na razie zostaję przy moich perełkach. W momentach, gdy wiem, że moje okolice oka są zmęczone, napuchnięte i nie wyglądają zbyt zachęcająco, sięgam po Shiseido Bio-Performance Lift Dynamic Eye Treatment. Ta wygodna tubka sprawdza mi się zarówno w domu, jak i na wyjazdach. Jest intensywnie nawilżający i treściwy, ale lekki w swej konsystencji. Stosuję go na zmianę z Kiehl's Rosa Arctica Eye Cream, na którego właściwości nawilżające również nie mogę narzekać. Jestem zadowolona z ich działania i choć zmarszczek wokół oczu coraz więcej (no nie przeskoczę już tego :/ ), to ta doza nawilżenia, jaką gwarantują, jest wystarczająca dla osoby w moim wieku. 

Znacie któryś z kosmetyków, o których wspomniałam? Jakie są Wasze wieczorne perełki? 

POPRZEDNI
NASTĘPNY

No comments :

Post a Comment

Bardzo dziękuję za każdy komentarz! Cieszę się, że masz ochotę ze mną porozmawiać.
Pamiętaj jednak, że każde treści autopromocyjne, czy obraźliwe, będą przeze mnie sukcesywnie usuwane.

DO GÓRY