Showing posts with label Rouge Velvet. Show all posts
Matowa pomadka Rouge Velvet, Bourjois
Thursday, March 20, 2014 - Bourjois Rouge Velvet
Czasami nie potrafię się oprzeć nowym produktom. I nie to, że ich potrzebuję, bo inaczej żyć nie będę mogła. Nie. Po prostu zdarza mi się być typowym, mało myślącym konsumentem. Tak też zdarzyło się, gdy postanowiłam kupić najnowszą pomadkę Rouge Velvet od marki Bourjois.
Zachęcały mnie reklamy, które widziałam w telewizji i wpis na blogu Kasi (klik). Napaliłam się na to cacko strasznie. W między czasie dowiedziałam się również o nowiutkich, matowych pomadkach Golden Rose, które są o niebo tańsze. Przez co zaćmiło mnie na chwilę i zapragnęłam ich bardziej. Szukałam ich wszędzie w Szczecinie. W znanym mieszkańcom Maczku, byłam chyba z dziesięć razy. Za każdym razem słyszałam tylko "jeszcze nie ma". I szczerze mówiąc, naprawdę wolałam mieć tę jedną pomadkę, niż produkt z Bourjois, o którym chwilowo zapomniałam.
Niestety, nie było mi dane kupić pomadki GR. I właściwie, zrezygnowana stwierdziłam, że już mi to wisi. Chodziliśmy bezwiednie z Kubą po Kaskadzie i w gruncie rzeczy, skupialiśmy się na wybraniu książki dla niego. Wyjątkowo weszliśmy do Rossmanna, w którym w ręce wpadły mi dwie rzeczy. I o jednej z nich powiem Wam dzisiaj.
No to może skończę tę historię z mojego życia, a przejdę do rzeczy.
Do końca miesiąca marka Bourjois ma promocję na wszystkie swoje kosmetyki i przecenia je o 20%. Dzięki temu za swoją pomadkę zapłaciłam około 38zł. I nie będę ukrywać, że uważam tę cenę za przesadzoną. Nawet po promocji jest za wysoka.
Dostajemy za to 6,7 ml produktu zamkniętego w przyjemnym dla oka pojemniczku z aplikatorem w kształcie standardowego pędzelka (w przypadku błyszczyków). Kolorów do wyboru jest całkiem sporo i oprócz mojego 05 Ole flamingo!, wpadło mi w oko jeszcze kilka. Na szczęście nie złapałam wszystkich naraz w garść, tylko postanowiłam sprawdzić najpierw jeden. I Bogu dzięki!
Kolor, na który się zdecydowałam, to mieszanina czerwieni z różem. Nazwałabym go różem z czerwonymi tonami. Jeśli jesteście posiadaczkami lakieru Essie Watermelon, to jest właśnie taki kolor. Przepiękny, wyraźny i mocny. Optycznie nawet wybiela zęby.
Co obiecuje producent?
[źródło: www.bourjois.pl]
- poczuciu komfortu na ustach i 24-godzinna trwałość
-niewiarygodna formuła, która tuż po aplikacji sprawia wrażenie lakieru do ust, ale po nałożeniu przemienia się w pięknie matową, jedwabiście gładką i lekką teksturę,
-Ukośnie ścięty aplikator w formie gąbeczki sprawia, że pomadkę nałożysz łatwo i precyzyjnie.
-Utrzymanie nawilżonych ust jest głównym zadaniem wszystkich pomadek Bourjois .
I jak to jest z tymi obietnicami? Spełnia, czy nie spełnia?
Jeśli chodzi o poczucie komfortu, to mogę tutaj się zgodzić chyba tylko połowicznie. Na początku usta przykrywa delikatna, welurkowa warstwa pomadki. Jest naprawdę przyjemna i gładka. Utrzymuje się ten efekt jakąś godzinę. Niestety później zaczyna się robić to, co jest zmorą matowych pomadek - wysuszenie. Ale o tym później.
24-godzinna trwałość, to kłamstwo. Tak to już jest, że chyba żadna z nas nie wierzy w to, że pomadka utrzyma się na ustach cały dzień i całą noc. Co prawda, można tutaj pokusić się o stwierdzenie, że coś w tym jest, ponieważ na drugi dzień musiałam jeszcze zmyć resztki pomadki, która wpija się w usta. Tak, pigment wżera się w usta. Może nie z taką intensywnością i trwałością, jak tinty, ale niestety. I nie wygląda to zbyt estetycznie. Co więcej, śmiało stwierdzę, że pomadka utrzymała się u mnie 2 godziny bez żadnego przemieszczenia. Niestety po tym czasie zaczęły się powolutku dziać dziwne rzeczy. Do tego stopnia, że mogę stwierdzić, że po około pięciu godzinach, pomadka znacząco znika z ust i "zjada" się w sposób nierównomierny. Trochę mnie to rozczarowało.
Niewiarygodna formuła - nie jest jakaś specjalnie niewiarygodna, bo szoku tutaj nie doznałam, ale to prawda. Usta są jedwabiste i delikatne. Mat jest idealny.
Ukośnie ścięty aplikator i jego precyzja, to sprawa dyskusyjna. Wszystko zależy od tego, czy lubicie takie gąbeczki, czy nie. Ja za nimi nie przepadam. I nie powiem, nie jest on najprecyzyjniejszym aplikatorem i nie pracuje mi się nim wyśmienicie. Tym bardziej, że wybrany przeze mnie kolor jest dość intensywny i ciekawy. Wymaga on więc idealnego nałożenia produktu.
Utrzymanie nawilżonych ust - te słowa, które przeczytałam na stronie producenta opisującej najnowsze pomadki, wzbudziły we mnie śmiech. Nie oszukujmy się. Mat nigdy nie będzie nawilżał. No chyba, że kiedyś coś tam wymyślą. Na razie, w naszych czasach - to wykluczone. Dlatego i ja potwierdzę te słowa. Pomadka przez pierwsze godziny sprawia wrażenie, jakby nic złego się nie działo i jakby nie wysuszała ust. Po paru godzinach niestety pokazują się pierwsze oznaki braku nawilżenia i nietrudno przy tym produkcie o spierzchnięte usta. Mimo tego, że na noc nakładam grubą warstwę balsamu, to i tak nic nie pomogło.
I co mogę powiedzieć o tym, czy ją lubię, czy nie? Nie wiem. Naprawdę nie wiem, co Wam na ten temat powiedzieć. Z jednej strony producent pojechał z wyobraźnią i trochę nazmyślał. Jest droga i nie spełnia obietnic. Z drugiej strony, jestem z niej zadowolona i bardzo mi się podoba. Kolor jest prześliczny i jestem w stanie wybaczyć jej to znikanie z ust i pozostawianie niefajnego pigmentu. To chyba typowy love/hate relationship. I powiem Wam szczerze, że niby jestem wkurzona, ale mam ochotę na jeszcze jeden kolorek.
A Wy już ją testowałyście? Macie jakieś matowe pomadki godne polecenia? A może nie przepadacie za matem na ustach?
Subscribe to:
Comments
(
Atom
)