Ulubieńcy ostatnich miesięcy: Burberry, Fenty Beauty, Clochee i inni


Dobrą passę należy wykorzystywać, dlatego dzisiaj wpadam do Was z ulubieńcami ostatnich miesięcy. Dawno nie było na blogu takich wpisów, a ja uzbierałam naprawdę zacne grono kosmetyków, które mogę określić właśnie mianem ulubionych. Kompletnie się na nich nie zawiodłam i chciałabym móc je Wam dzisiaj w jakiś sposób zarekomendować, jeśli w ogóle kiedykolwiek przyszedł Wam do głowy ich zakup. 

Zacznijmy od pielęgnacji i moich dwóch odkryć w tym temacie. Oba produkty, 
Tonik Mario Badescu niestety nie jest tak łatwo dostępny w Polsce, a  mój został zgarnięty za granicą. Trochę Was przepraszam, że go polecam, ale z drugiej strony sama wiem, że dla chcącego nic trudnego, więc jak mocno poszperacie, na pewno znajdziecie jakiś sklep internetowy, który go Wam sprowadzi. Zdecydowałam się na wersję z aloesem, ziołami oraz wodą różaną. Nie wyobrażam sobie mojego życia bez toniku w spray'u. Po prostu. Zawsze muszę mieć kosmetyk, którym spryskam twarz po demakijażu, czy do wykonaniu makeup'u. To dla mnie już nierozerwalny krok w rutynie. Nie niszczy makijażu, ładnie odświeża i przywraca równowagę skórze. Jestem w nim absolutnie zakochana i wściekam się, że nie mogę go kupić tak po prostu od ręki! 


O zmianie w mojej pielęgnacji pisałam Wam też niedawno przy okazji prezentacji kosmetyków Clochee. Zaczęłam na dobre używać naturalnych kosmetyków i powiem szczerze, że jestem bardzo zadowolona z efektów, które udało mi się na razie osiągnąć. Mierzyłam sobie nawet ostatnio poziom nawodnienia skóry i wypadłam wyśmienicie, więc przynajmniej 80% tego rezultatu zawdzięczam kosmetykom. Ten, który najbardziej przypadł mi go gustu, to Clochee, Light Moisturizing-Revitalizing Cream. Bardzo szybko się wchłania i nawilża na długie godziny. Czegoś takiego mi właśnie aktualnie potrzeba, więc nie szukam nawet niczego innego. Krem-marzenie! 



W kwestiach makijażu twarzy nie byłam w stanie wybrać tylko jednego kosmetyku. Zacznę więc od mojej ukochanej bazy pod podkład, której to mam już kolejne opakowanie. Fenty Beauty Pro Filtr Instant Retouch Primer, to kosmetyk, którego nie zamienię na nic innego. Regularnie kocham ją od ponad roku i wiem, że się z nią nie rozstanę. Ma idealną konsystencję, działa jak dobry krem pielęgnacyjny i bluruje wszystkie nierówności na mojej twarzy. Nie wymagam nic więcej. Bardzo lubię ją łączyć z Fenty Beauty, Pro Filt'r Soft Matte Longwear Foundation i choć nie czuję, żebym znalazła swój idealny match (moja szyja jest po prostu biała...), to znalazłam podkład, który prawdziwie mnie zachwycił. Mimo mocnego dystansu sprzed roku (nie byłam nim zachwycona w Barcelonie), zaczęłam go używać ponownie i kocham to, jak wygląda na mojej cerze. Wyrównuje koloryt, długo się utrzymuje i sprawia wrażenie drugiej skóry. LOVE! 
Więcej o kosmetykach Fenty możecie poczytać w osobnym wpisie na moim blogu - tutaj. 

Drugim podkładem, bez którego nie wyobrażam sobie życia, jest ukochany i wiecznie wychwalany przeze mnie Deborah Extra Mat. Podkład o naprawdę dobrym kryciu i jeszcze lepszej trwałości. Sprawdza się naprawdę super, zarówno na co dzień, jak i na większe wyjścia. Daje przyjemny, ale niepłaski mat oraz pięknie wygląda w obiektywie. Nigdy mnie nie zapchał i nigdy mnie też nie zawiódł. Jedna z lepszych pozycji w drogerii! A na promocji w Rossmannie dorwiecie go za połowę ceny, więc naprawdę warto! 



Z okazji jesieni odkurzam też ostatnio moje zapachy, które teraz będą odrobinę bardziej słodkie i duszące. Najwyżej nikt nie będzie koło mnie siadać, trudno :D Jesień i zima, to dla mnie czas słodyczy, zapachów otulających i ciepłych. Na bok idą wszystkie świeże wonie. 

Z przyjemnością sięgnęłam więc po zapach, który rozkochał mnie w sobie zeszłej jesieni. Mam tutaj na myśli Burberry My Burberry Blush EDP. Słodka, ale też równocześnie kwiatowa woń tych perfum przywodzi mi na myśl same dobre chwile. Jest stanowczo, ale też bardzo kobieco i seksownie. 


Nie wyobrażam sobie też życia bez tych gagatków wyżej. Od ponad dwóch lat nierozerwalnie kocham o tej porze roku pomadkę theBalm w kolorze Charming. To dla mnie idealny kolor na tę porę roku i nie wyobrażam sobie bez niej już życia. Jest przepiękną mieszaniną brązu, beżu i różu. Sprawdza mi się do lekkiego makijażu na co dzień i do tego mocniejszego, na większe wyjścia. 


Ostatnio bardzo sprawdził mi się również tusz do rzęs marki Artdeco Ultra Deep Black Mascara, który został zaprojektowany tak, aby docierać do wszystkich włosków. Pięknie rozdziela moje rzęsy i je unosi, dając efekt maksymalnego podkręcenia. Zawsze, gdy pytacie mnie o to, co mam na rzęsach, noszę ten tusz. Nie rozmazuje się w ciągu dnia. I mimo lekkiego osypu w ciągu dnia, wybaczam mu ze względu na długotrwały efekt! W duecie z kredką do oczu marki Deborah Kajal & Eyeliner Gel dzieją się już prawdziwe cuda! To mój ulubieniec w kwestii idealnie cielistej linii wodnej. Długo się utrzymuje (nawet w przypadku tak łzawiących oczu, jak moje) i daje piękny, matowy efekt. 

Błyszczyk Fenty Gloss Bomb, to dla mnie niemałe zaskoczenie. Spodziewałam się, że będę na niego narzekać i że okaże się być czymś niewartym uwagi. JAK BARDZO SIĘ MYLIŁAM! Jest genialny! Ma piękne drobinki i świetne właściwości nawilżające. Taki błyszczyk i masełko do ust w jednym. Znalazłam dla niego zamiennik w drogerii - wpadajcie na moje Insta (@alamakotaa), żeby dowiedzieć się, co takiego imituje go nawet lepiej, niż on sam! 



W poprzednim wpisie zdawałam Wam relację z tego, co sądzę o najnowszej serii cieni pojedynczych marki NABLA COSMETICS. Kolekcja The Matte Collection przypadła mi do gustu na tyle, że naprawdę nie używam ostatnio żadnych innych matowych cieni. Upodobałam sobie szczególnie beże i różo-fiolety, które to dla mnie nie mają sobie równych na rynku kosmetycznym. Ich formuła Hyper Matte daje wrażenie pracy z masełkiem. A intensywnie nasycone kolory - no cóż, naprawdę można się w nich zakochać! 


Nie mogłabym też nie wspomnieć tutaj o kolejnym produkcie marki Fenty Beauty, czyli KillaWatt Highlighter w kolorze Trophy Wife, który niesamowicie mocno mnie zachwycił. Rok temu nie zdecydowałam się na jego zakup, trochę bojąc się tego, co może mi zrobić na policzku. I mimo że konsultantka w Sephorze w Barcelonie mocno mnie na niego namawiała i nawet przekonała mnie po zaaplikowaniu na policzek (roztarła ten rozświetlacz tak pięknie, że nie pozostał mi po nim żaden kolor, tylko maaaaaaaasa drobinek), wciąż się bałam. Teraz już tak nie jest. To piękny kolor, który niesamowicie sprawdzi się na powiekach lub właśnie, jako taki rozświetlacz dla odważnych miłośniczek błysku. Ja się już nie przejmuję tym, co ktoś sobie pomyśli o moim makijażu i Wam też polecam takie podejście <3 


Kończę błyszcząco i mam nadzieję, że i Wam iskrzą się oczy, że Ala w końcu zaczęła dodawać wpisy ;) 
Dajcie mi koniecznie znać, czy miałyście już któryś z kosmetyków, które dzisiaj zaprezentowałam! Jestem szalenie ciekawa, czy coś Was zainteresowało! 
Czekam na Wasze komentarze! 



POPRZEDNI
NASTĘPNY

No comments :

Post a Comment

Bardzo dziękuję za każdy komentarz! Cieszę się, że masz ochotę ze mną porozmawiać.
Pamiętaj jednak, że każde treści autopromocyjne, czy obraźliwe, będą przeze mnie sukcesywnie usuwane.

DO GÓRY